strona główna


 

KSIĘGA 
CYTATÓW


(wszystkie fragmenty obcojęzyczne w przekładzie Piotra Grzesika;
wytłuszczenia w tekście pochodzą od tłumacza.)

_____________________

 

I myślał nie o owych kapryśnych burzach, lecz o tym, czym musi być ta plaża w Penmarch, ten przylądek w Raz, tak odległe jedno od drugiego, lecz które są przecież kawałkami Francji, które następują po sobie, bo z Penmarch widział po prawej stronie mały punkt, będący tą Zatoką Umarłych, którą ujrzał na lewo od przylądka w Raz, która spowita jest w mgłę legend, a którą przecież, w mgłach zimy i morza, a czasem nawet rozświetloną słabym słońcem, dojrzeć można z plaży, plaży która sama w sobie jest nie mniej posępna niż wyobrażenie, które o niej mamy. Plaże, które widząc byliśmy zdziwieni, gdyż tak bardzo były one dla nas czymś wyobrażonym, i które od tamtej pory stały się wyobrażonymi ponownie, nie istniejąc już inaczej, jak tylko we wspomnieniu, lecz charakter tego wyobrażenia bardziej nas teraz porusza, gdyż wiąże się z czymś, co zostawiliśmy tam z samych siebie, i co nie mieści się już w abstrakcji lecz w nas, w jakimś punkcie, który pulsuje i drży z rozkoszy kiedy się go dotknie; plaże zastygłe w pylistym oparze burz albo po prostu spienionych skał i mgieł, które omiatają morze, zastygłe na skraju nieskończoności jak legendy, a niebawem już poruszające i ukochane legendy naszych własnych wspomnień. Tak, to przez ten wiatr, który opowiada nam o nich, tak bardzo chcielibyśmy biec ku tym plażom, i wcale nie ku tej czy innej, która by je nam przypominała, lecz ku tej właśnie, gdzie wznoszące się po lewej granity, a dalej nieduża linia skał, długi kanał, którym przepływają barki, tworzą jej oblicze. Gdyż nie chodzi tu wcale o własności ani o podobieństwa, miejsca są osobami i my wiemy, że wszystkie najpiękniejsze rzeczy całej ziemi nie mogłyby nam ofiarować tego, czego w tym momencie każe nam tak bardzo pożądać wiatr - aby pojechać do ***.
Miejsca są osobami, ale takimi, które się nie zmieniają, i które odnajdujemy nieraz po długim czasie, dziwiąc się, że nie odnajdujemy się w nich takimi samymi jakimi byliśmy, lub częściej jeszcze dziwiąc się, że właśnie odnajdujemy się w nich takimi samymi, gdyż odkąd je opuściliśmy nie zrobiliśmy nic aby zbliżyć się do szczęścia, do którego zapraszały nas ich fale tak błękitne, tak samo dziecięce wówczas jak są i dziś. Miejsca są osobami, którym natura ludzka, która jest w nas, nadała oblicze - nie oblicze ludzkie, gdyż jest to oblicze miejsca - lecz oblicze osoby, osoby która zestraja się z katedrą na brzegu morza, z ujściem rzeki w zagłębieniu w oddali, ze wznoszącymi się polami, kiedy wychodzi się na wieś, za mury małego miasteczka. Oblicze, które sprawia, że nic nie jest w stanie nam tych miejsc zastąpić, że tak często myślimy o przyjemności, jaką sprawiłoby nam ujrzeć je ponownie; oblicze, które jest tyleż w nas, co w nich, którego nic oprócz nich nie mogłoby nam ofiarować, lecz którego być może nikt oprócz nas nie mógłby też dać im, i to do tego stopnia, że jeszcze przez czas jakiś po naszej śmierci zachowają one (bo miejsca nie zmieniają się tak szybko jak ludzie) dla oczu, które nie będą ich już widzieć, dla kogoś, kto będzie patrzył na nie oślepłymi oczami, swe wachlarze wierzb, swe wznoszące się drogi albo wir wody pod mostem wśród nenufarów, tak, jak fotografie, które pozostają w domach - tych, których nie rozpoznają ci, co ich nigdy nie spotkali - ukazujące im oblicza, których nie tylko słodycz, ale i sama istota, życie i niepowtarzalność znikły wraz z tymi, którzy ich kochali, jak jedna z tych tajemnic, których nie można odziedziczyć, których nie znajdzie się pośród papierów umarłych, i które bez wątpienia dlatego właśnie - także, gdy chodzi o miejsca - droższe nam są niż wszystko inne na świecie, gdyż nic poza nami samymi nie mogłoby nam ich oddać - tego wrażenia, które odczuliśmy, skarbu, który przechować może jedna tylko szkatuła - nasza pamięć, i którego nie sposób inaczej przekazać innym ludziom, jak tylko przez ten rodzaj aluzji, jaką jest poezja.

Marcel PROUST
"Jean Santeuil"

 

Miesiące i dni są wędrowcami wieczności. Rok, który odchodzi i ten, który nadchodzi także są wędrowcami.


Matsuo BASHO
"Oku no Hosomichi"
(przekład na podstawie hiszpańskiego tłumaczenia Octavio PAZA)

 


Pejzaż i język jednym jest i tym samym.
A my jesteśmy i językiem i ziemią.


Conrad AIKEN
"A Letter From Li Po"

 

Podczas tych wędrówek sentymentalnych i pełnych nabożeństwa dla dawnej, rycerskiej Hiszpanii, dusza i zmysły radują się wszystkim i upajają uczuciami nowymi, których tylko tutaj można zaznać, aby po ich zakończeniu pozostała cudowna gama wspomnień. Bo wspomnienia z podróży są powrotem do niej, ale teraz z większą już melancholią i o wiele lepiej zdając sobie sprawę z piękna rzeczy... Wspominając, oblekamy się w światło miękkie i smutne i myślą wznosimy się ponad wszystko... Wspominamy przesiąknięte melancholią ulice, ludzi których spotkaliśmy, jakieś uczucie, które na nas spłynęło, i tęsknimy za tym wszystkim - za ulicami, za tą porą roku w której je widzieliśmy... jednym słowem za tym, aby powrócić i przeżyć to samo raz jeszcze. Ale gdybyśmy przez jakieś przesunięcie w Naturze mogli powrócić i przeżyć to samo, nie odczulibyśmy tej duchowej radości, którą dało nam zobaczenie tego w wyobraźni. Stąd tak słodkie jest wspomnienie złotych zmierzchów z chórem topoli, i pasterzy przycupniętych u wzgórza ze swoimi trzodami, podczas gdy ptaki rozdzierają swym lotem olśniewająco wspaniałe płótno nieba... W tych wspomnieniach zamrożonych na zawsze przez buntowniczą, fantastyczną wyobraźnię, pozostaje miła słodycz, i jeśli na naszej drodze uczynił nam ktoś jakieś zło, mamy dla niego wybaczenie, a dla siebie samych pełną pogardy litość za to, że pozwoliliśmy, aby nienawiść zagościła w naszej piersi, gdyż rozumiemy, że wszystko jest chwilą, i spoglądając na świat z sercem przepełnionym uczuciem nie można nie płakać... i nie wspominać... Czerwone pola, słońce jest jak gruda ziemi... ścieżkami idą chłopi pochyleni nad swymi stadami... złote samorodki przeglądają się w leniwej wodzie kanału... jakiś krzyk... Anioł Pański w oddali... Kastylia!... i kiedy o tym myślimy, duszę wypełnia nam ołowiana melancholia.

Federico GARCÍA LORCA
"Impresiones y paisajes"

 

Przyjaciel powiedział kiedyś do mnie: "Dlaczego co dzień chodzisz tą samą drogą? Czemuż nie zrobić sobie zmiany i nie pójść czasem gdzie indziej? Dlaczego wciąż chodzisz tam i z powrotem wokół tego samego miejsca?" Nie wiedziałem co odpowiedzieć - dotychczas nigdy nie przyszło mi do głowy, że stale chodzę tą samą drogą - nie mógłbym podać tego przyczyny; i tak mijał rok za rokiem, a ja trwałem w swoich nawykach. Lecz dopiero w wiele lat później, zdołałem pojąć dlaczego tak chodziłem w kółko, i wcale nie dbałem o odmianę. Ja nie chcę zmian - chcę tych samych starych, drogich mi rzeczy, tych samych dzikich kwiatów, tych samych drzew i łagodnej zieleni jesionu, turkawek, kosów, pstrokatego trznadla, który śpiewa, śpiewa - śpiewając póty, póki jest dość jeszcze światła, aby rzucić mogło cień na tarczę słonecznego zegara - bo taka jest miara jego pieśni, i chcę żeby wszystko to trwało na swoim miejscu. Bym dzień po dniu mógł odnajdywać gwieździsto-białe płatki, które rozchodzą się promieniście zmierzając ku górze, ku swemu spełnieniu. Bym mógł widzieć cienie spoczywające leniwie w białym pyle; słyszeć brzęczenie trzmieli i móc się zatrzymać, aby spojrzeć na słoneczny dysk dmuchawca. Bym mógł zobaczyć te same osty, otwierające swe wspaniałe korony - brak by mi było tych ostów; i źdźbła wysokich traw, gdzie kryje się pardwa; i łodygi brionii - zrazu prostacko ambitnej, przez siłę soków młodości wznoszonej ponad żywopłoty, która niebawem zdławiona własną wagą opadnie i posuwać się będzie już tylko o swych zmyślnych wąsach; jeżyków, które wystrzelają w niebo z rozpostartymi skrzydłami niczym półksiężycogłowe, pozbawione drzewca strzały miotane prosto z chmur; i zięby z piórem w dziobie - całej tej żywej drabiny wiosny - jej schodów prowadzących po kolejnych stopniach aż ku wielkim arkadom lata - chcę rok po roku widzieć, jak następują po sobie.

Richard JEFFERIES
"The Open Air"

 

Suma uroku, który wedle naszego mniemania posiada świat zewnętrzny, mieści się w nas samych, z nas emanuje, to my go rozsiewamy - oczywiście dla nas samych jedynie - i on po prostu do nas powraca.


Pierre LOTI
"Le Roman d'un enfant"

 

Kto nigdy nie wyjechał z Lizbony, ten podróżuje w nieskończoności jadąc tramwajem do Bemfiki, i jeśli pewnego dnia wybierze się do Cintry, poczuje się tak, jakby pojechał na Marsa. Podróżnik, który zwiedził cały świat, po pięciu tysiącach mil nie napotyka już nowości, gdyż spotyka jedynie rzeczy nowe; jeszcze raz nowość - starość wiecznie nowego - lecz abstrakcyjne pojęcie nowości utonęło w morzu wraz z drugą z nich. Jeśli posiadłbym pejzaże niemożliwe, cóż pozostałoby mi niemożliwego? Czymże jest podróżowanie i czemu ono służy? Każdy zachód słońca jest zachodem słońca - nie jest konieczne jechać do Konstantynopola, aby go zobaczyć. A odczucie wolności, które płynie z podróżowania? Mogę je mieć jadąc z Lizbony do Bemfiki, i to mocniejsze nawet niż ktoś, kto podróżuje z Lizbony do Chin, gdyż jeśli tej wolności nie ma we mnie, nie ma jej także - jak sądzę - nigdzie. "Każda droga," - powiedział Carlyle - "nawet ta do Entepfuhl, zabierze cię na koniec świata". Lecz droga do Entepfuhl - jeśli przejdzie się ją całą, do samego końca - powróci do Entepfuhl; a zatem to Entepfuhl, w którym już jesteśmy, jest tym właśnie końcem świata, którego mieliśmy zamiar szukać. Podróżować? Aby podróżować, wystarczy żyć. Zmierzam z dnia w dzień jak z jednej stacji do drugiej, w pociągu mego ciała albo mego przeznaczenia, przyglądając się ulicom i placom, gestom i twarzom - zawsze takim samym i zawsze innym - jak są w końcu wszystkie pejzaże. Kiedy marzę - widzę. I cóż innego byłoby gdybym podróżował? Tylko ostateczna słabość wyobraźni usprawiedliwia to, że trzeba się przemieszczać, aby czuć. "Każda droga, nawet ta do Entepfuhl, zabierze cię na koniec świata". Lecz koniec świata - jako, że świat skończył się, wykonawszy obrót - jest tym właśnie Entepfuhl, z którego wyruszyliśmy. W rzeczywistości koniec świata, podobnie jak i jego początek, jest tyko naszym o świecie wyobrażeniem. To w nas samych pejzaże mają swój pejzaż. Dlatego też tworzę je, kiedy je sobie wyobrażam; jeśli je tworzę - istnieją; a jeśli istnieją - widzę je tak samo jak inne. Po cóż więc podróżować? W Madrycie, w Berlinie, w Persji, w Chinach, na obydwu biegunach - gdzież byłbym, jeśli nie w samym sobie - w formie i rodzaju swoich własnych odczuć? Życie jest tym, co z niego zrobimy. Podróże są podróżnikami. To, co widzimy, nie jest tym, co widzimy, lecz tym, czym jesteśmy. Condillac zaczyna swą słynną książkę tak: "Jak wysoko byśmy nie zaszli i jak nisko byśmy nie zeszli, nigdy nie wyjdziemy z naszych zmysłów." Nigdy nie zejdziemy na ląd z okrętu, którym sami jesteśmy. Nigdy nie zbliżymy się do kogoś innego inaczej, jak tylko odmieniając się dzięki wyczulonemu wyobrażeniu nas samych. Prawdziwe pejzaże, to te, które sami tworzymy, gdyż tak właśnie - będąc ich bogami - widzimy je jakimi są naprawdę, czyli tak jak zostały stworzone. Żadna z siedmiu stron świata nie jest tą, która mnie interesuje, i którą mogę widzieć naprawdę - ja przemierzam stronę ósmą, i ona jest moja. Ten, kto przemierzył wszystkie morza, przemierzył jedynie monotonię samego siebie. Ja widziałem już więcej mórz niż wszystkie. Widziałem więcej gór niż jest ich na świecie. Byłem w miastach bardziej niż istniejących, i wielkie rzeki nie-światów płynęły - doskonałe - przed mymi oczami pogrążonymi w kontemplacji. Gdybym podróżował, napotkałbym jedynie nędzną kopię tego, co widziałem nie podróżując. Ci, którzy zwiedzają obce kraje, zwiedzają je jako anonimowi pielgrzymi. W krajach, w których byłem ja, odczuwałem nie tylko tajemną rozkosz nieznanego wędrowca, ale i majestat króla, który nimi włada, i byłem także ludem, którego zwyczaje tam panują, i całą historią owego narodu i jego sąsiadów. Te właśnie pejzaże, te właśnie domy - widziałem je, gdyż byłem nimi, stworzonymi w Bogu z substancji mojej wyobraźni. Wyrzeczenie jest wyzwoleniem. Nie chcieć to móc. Cóż mogą mi dać Chiny, czego nie dała mi dotąd moja własna dusza? A jeśli moja dusza nie może mi tego dać, to jak miałyby dać mi to Chiny, skoro to przecież w swojej duszy ujrzałbym Chiny, jeśli miałbym je zobaczyć? Mogę pójść szukać bogactwa na Wschodzie, ale nie bogactwa duszy, dlatego, że nim jestem ja sam, i jestem tym kim jestem, tam gdzie jestem - czy to na Wschodzie czy gdziekolwiek indziej. Uważam, że podróżuje ten, kto niezdolny jest czuć. I dlatego właśnie tak są ubogie jako księgi doświadczeń opisy podróży, których wartość leży li tylko w sile wyobraźni ich autorów. I jeśli ten, kto je napisał ją posiada, równie dobrze może nas zachwycić dokładnym, fotograficznym opisem pejzaży, które wyśnił jak i opisem - z konieczności mniej dokładnym - pejzaży, które przypuszczalnie widział. Wszyscy jesteśmy ślepi, jeśli nie spoglądamy w głąb. Tylko sen patrzy i widzi. W istocie, w naszym doświadczeniu ziemi mamy do czynienia z dwiema tylko rzeczami: z tym, co szczególne, i z tym, co uniwersalne. Opisywać uniwersalne, to opisywać coś, co jest wspólne każdej ludzkiej duszy i każdemu ludzkiemu doświadczeniu - nieogarnięte niebiosa, i dzień i noc, które się pod nimi stają; bieg rzek - wszystkich rzek, o wodach świeżych i siostrzanych; morza; rozległe w swym drżeniu góry, chroniące majestat wysokości w tajemnicy głębi; pola, stacje kolejowe, domy, twarze, gesty; stroje i uśmiechy; miłość i wojnę; bogów skończonych i nieskończonych; Noc bez formy - matkę początku świata; Los - tego intelektualnego potwora, który jest tym wszystkim... Opisując to albo jakąkolwiek inną rzecz uniwersalną rozmawiam z duszą w języku prymitywnym i boskim, w narzeczu adamowym, które rozumieją wszyscy. Lecz w jakimże rozszczepionym i pomieszanym języku mógłbym mówić opisując windę Świętej Justy w Lizbonie, katedrę w Reims, szarawary żuawów czy też sposób w jaki wymawia się portugalski w Trás-os-Montes? Rzeczy te są kwestiami powierzchownymi - można je zrozumieć działając, ale nie czując. To, co w windzie Świętej Justy jest uniwersalne, to mechanika, która usprawnia świat. To, co w katedrze w Reims jest prawdą, to nie jest sama katedra w Reims, lecz religijny majestat budowli poświęconych poznaniu głębin duszy ludzkiej. To, co w szarawarach żuawów jest wieczne, to kolorowa fabuła strojów, język ludzki, który tworzy prostotę społeczną, będącą na swój sposób nową nagością. To, co w lokalnej wymowie jest uniwersalne, to swojskie brzmienie głosów ludzi, którzy żyją naturalnie, różnorodność połączonych ze sobą bytów ludzkich, wielokolorowe następstwo sposobów istnienia, odmienności pomiędzy ludami, i ogromna różnorodność narodów. Wieczni przechodnie przez samych siebie, nie znamy innych pejzaży niż ten, którym sami jesteśmy. Niczego nie posiadamy, gdyż nie posiadamy nawet siebie. Niczego nie mamy, gdyż niczym nie jesteśmy. O, jakież dłonie wyciągnę ku Wszechświatowi? Wszechświat nie jest mój: jestem "ja".

Fernando PESSOA
"Livro do desassossego"

 

Nie chcę upraszczać pojęcia TRADYCJI.
Czy należę i reprezentuję tradycję polską -
o tym będą sądzić historycy.
Za życia nie chcę mojej drogi ograniczać żadnymi
drogowskazami, kierunkami czy programami.
Uważam tego rodzaju zabiegi
za małostkowe,
partykularne
i małe!
Sama DROGA, którą idę, od wieków
biegnie, bez moich interwencji "terenowych",
polami, lasami polskimi
wśród wsi polskich...
Więc po co iść w ostentacyjnym pochodzie,
z transparentami, chorągwiami i hasłami - 
po tej pięknej i cierpliwej drodze.

Tadeusz KANTOR
"Dalej już nic... Teksty z lat 1985-1990"

 

Tak więc nie mówił sobie: "Oto i jeszcze jedno nieziszczalne marzenie - podobnie jak w poprzednim, tak samo i w tym roku nie pojadę do Penmarch", lecz że jechać tam nie wydawało mu się wcale koniecznym, gdyż owo pragnienie wzbudzone przez wiatr i przez wspomnienie Penmarch spełniało się nie w egoistycznej przyjemności, której mógłby doznać w Penmarch, lecz w rzeczywistości poezji opartej na świadomości własnego istnienia, którą odczuł w tych odnalezionych minutach z Penmarch, a zatem, jako że nie mówił o przyjemności minionej: "To trwało tylko chwilę, i nic nie znaczyło", zaś o przyjemności obecnej: "To nie znaczy nic, i niebawem już będzie przeszłością", nie pogardzał faktem, że nigdy już tam nie powróci, tak jak nie gardził żadną z innych radości życia. I skutkiem tego nie pożerał już życia z tym lękiem, że ujrzy je niknącym w rozkoszy, lecz smakował z ufnością, wiedząc, iż pewnego dnia odnajdzie rzeczywistość, którą znał w owych chwilach, pod warunkiem, że nie będzie jej szukał - w gwałtownym podmuchu wiatru, w zapachu ognia, w opromienionym słońcem nisko sklepionym niebie ponad dachami - matowym, tuż przed deszczem. Rzeczywistość - tę, której nie odczuwamy przeżywając składające się na nią chwile, gdyż odnosimy je do naszych egoistycznych celów, lecz która w tych nagłych powrotach w bezinteresownej pamięci sprawia, iż unosimy się pomiędzy teraźniejszym i przeszłym w ich wspólnej esencji, która w teraźniejszości przywołała nam przeszłość, esencji która nas porusza, gdyż jest naszym własnym "ja", tym "ja" którego nie odczuwamy w owej chwili, lecz odnajdujemy je niczym wyborny miód, który pozostaje z rzeczy i spraw kiedy są one już daleko od nas, esencji która nas zachwyca, gdyż jest tymi właśnie rzeczami i sprawami, i tak świetnie je rozróżnia z oddali, czyniąc z jakiegoś Penmarch coś tak osobistego, czego - gdybyśmy zechcieli ujrzeć je ponownie - nic nie mogłoby nam zastąpić, rzeczywistość którą głosimy innym, zapisując stronice będące syntezą rozmaitych chwil naszego życia.

Marcel PROUST
"Jean Santeuil"

 

Ale teraz droga nie wydawała mi się już tak szeroka, perspektywa geograficzna mojego życia, z górami i dolinami, z rzekami i chmurami, z niebem i drogami, była w końcu jedyną perspektywą, z której mogłem widzieć swoje życie i siebie samego, jako że w miarę jak czas nam ginie i ucieka, zamienia się on w geografię, i nie jest prawdą, że wszystko porywa jego upływ, pozostawia nam on bowiem pejzaże, miejsca, kolory i odcienie światła, w których krzepnie ów przepływ, ów czas, który mieliśmy za stracony, pejzaże, kolory i światła, których wcześniej nie posiadaliśmy, bo odczytywaliśmy je w inny sposób, albo nie odczytywaliśmy ich wcale. Tak, czas przekształca się w geografię, i to co tracimy w czasie zyskujemy w przestrzeni, i utracone godziny dzieciństwa są tam, w koronach drzew, i być może są tymi świetlistymi, srebrnymi nićmi, które błyszczą pośród gałęzi, pośród liści, dlatego że w tych drzewach, w tym lesie krzepnie coś, czego wcześniej nie było, i jesteśmy teraz bardziej panami wszystkiego, bo wszystko do nas mówi, wzbogaca nas, i w nas zamieszkuje.

Francisco (Paco) UMBRAL
"Las ninfas"

 

Nieraz, błądząc pośród tych miejsc z dawnych legend widywaliśmy samotne ustronia, w których nasza dusza chciałaby spoczywać już wiecznie... Mają one w sobie taki czar, że przebiegamy ich widzialne kształty nie zdając sobie nawet sprawy z ich tajemnic. Ależ niezwykłe bywają stany duszy! Znalazłszy się w miejscu pełnym uroku, chcielibyśmy pozostać w nim przez całe życie, tworząc siebie na nowo dzięki jego pięknu... Odchodzimy jednak stamtąd sami nie wiedząc dlaczego... W podróży ukazuje się naszym oczom nieprzerwany ciąg obrazów natury, typów ludzkich, kolorów, dźwięków, i duch nasz chciałby to wszystko ogarnąć, aby pozostało odbite w sercu już na zawsze, zbyt jednak jesteśmy mali, i nawet nie chcąc tego, zapominamy. Zanim jeszcze ujrzeliśmy jakiś cud, mieliśmy już wiedzę o nim, i śniąc wyobrażaliśmy sobie jak wygląda, śniąc o nim tak bardzo, że aż stał się niemożliwy...., i właśnie przez to czujemy się oszukani prawie zawsze, kiedy widzimy posąg, o którym wcześniej słyszeliśmy opowieści. Wędrujemy przez pola i przez miasta nie zatrzymując z nich prawie nic, a nasze wciąż otwarte oczy chciałyby uwiecznić wszystko i wszystko poczuć, jednak spada na nas sen, i zmęczenie, i nuda. Niebawem, kiedy już trochę odpoczniemy, wszystkie te wrażenia objawiają się nam ponownie, jedne w całym swoim splendorze, a inne znów zmieszane, niejasne, stając się czymś, w czym wspomnienia mają kolory martwego już prawie zmierzchu, błękitnej mgły leżącej na rzeczach, które widzieliśmy. A potem jedne wrażenia wymazują inne i tworzą zamęt, z którego wyłania się coś, co uderzyło nas najmocniej - twarz jakiejś kobiety, jakaś wieża w słońcu, morze.

Federico GARCÍA LORCA
"Impresiones y paisajes"

 

...doświadczenie uczy, że im dłużej obserwuje się jakąś szczególną okolicę, tym więcej się w niej znajduje. Musisz poznać miejsce tak w zimie, jak i podczas kuszącego swymi urokami lata, kiedy śpiew ptaków, cień i barwy przyciągają wszystkich ku otwartym polom. Musisz zmierzyć się z błotem i śliską ścieżką. Natura nie raczy nic z siebie dać sybarycie. Wiosną łąka płonie jaskrami, żywopłoty są zielone a lasy urocze; ale nie można cieszyć się tym wszystkim w pełni, jeśli nie poznało się tych samych miejsc, kiedy były jeszcze nagie, i nie widziało się powolnego spełniania się kwiatów.

Richard JEFFERIES
"The Open Air"

 

Znam przykład człowieka, który poświęcił się jednej piędzi ziemi w nadziei,
że zanim nadejdzie jego czas dowie się wszystkiego o swym małym poletku.


John Cage
"Indeterminacy"

 

Jestem turystą na nieustających wakacjach.

JIM JARMUSH
"Permanent Vacation"

 

Nie musisz nigdzie daleko jechać - tam, gdzie jesteś, masz wszystko, co ci się należy od świata.

Kore G. SPIRITZ
"Steal The Whole"

 

Jeśli chodzi o akcję, to toczy się ona w Polsce, czyli nigdzie.

Alfred JARRY
"Ubu Roi"

 

Jak wszyscy wielcy podróżnicy widziałem więcej niż pamiętam i pamiętam więcej aniżeli widziałem.

Benjamin DISRAELI
"Journal"

Podróżowanie jest wybitnie pożyteczne - ono powoduje, iż pracuje wyobraźnia. Wszystko inne to znużenie i rozczarowanie.

Louis-Ferdinand Céline
"V
oyage au bout de la nuit"

 

Czechow był niespokojnym człowiekiem, który bezustannie pracował, a odpoczywał podróżując.

V. S. PRITCHETT
"Chekhov"

 

Ten również tłumaczy świat, kto pragnie się zeń wyzwolić. Bo któż mógłby to uczynić? Naczynie jest zamknięte.

Henri MICHAUX
"Ailleurs"

 

Tego, co jest najbardziej interesujące w danym kraju, tego wcale się nie widzi. Można być pewnym, że się tego nie zobaczy.

Henri MICHAUX
"Ailleurs"

 

Kiedy już dotarli nad morze, prawie na nie nie patrzyli, zamiast tego prawdziwego widząc wciąż morze wyobrażone.

Silvina OCAMPO
"Tales eran sus rostros"

 

Tak, bywają chwile, kiedy opanowuje nas myśl o Rembrandcie - pragnienie Rembrandta. Czujemy głód tej ciemności, pragnęlibyśmy ujrzeć to światło, w wyobraźni widzimy owe złocone ciała. A czyż to samo nie zdarza się nam w stosunku do miejsc? Dziś, w ten jesienny dzień chciałbym ujrzeć las - te pożółkłe drzewa, za którymi tęsknię, które czuję - chciałbym przechadzać się pośród nich, i aby fizyczne kształty przybyły ugasić głód mojej duszy. Chciałbym jednak więcej - to nie "jakiś" las chciałbym zobaczyć, lecz właśnie Fontainebleau. O ileż więc rozkosz byłaby głębsza, gdy pragnienie bardziej jest wymagające, trudniejsze do zaspokojenia, skoro jest na świecie jedna tylko rzecz zdolna je ugasić, jedno jedyne miejsce - miejsce żywe - jego charakter, którego nie znajdziesz w żadnym innym na świecie, uczyniony z wieku jego ulic, z tego jak otwierają się one na nieodległy las, z zarysu wzgórz, z linii pól - ta rzecz jedyna, którą jest miejsce - odrębność symbolizowana przez jego nazwę, która w takim razie nie może oznaczać żadnego innego - Fontainebleau - imię słodkie i złocone niczym wzniesione w górę winne grono! To miejsce, o którym myślę tak mocno, które tak bardzo pragnąłbym ujrzeć, istnieje - takie, jakim określa je jego odległość od Paryża, działanie życia, które sprawiło, iż z czasem pożółkł w nim ten czy ów dom, inne zaś pojawiły się w nowych dzielnicach, że wyrosły w nim nowe drzewa, podczas gdy stare połamał wiatr, cisnąwszy nimi w poprzek dróg albo rzucając jednymi o drugie, zakole Sekwany, która tutaj właśnie się wygina - słodka i naga wśród lasu - płynąc bez portów ni bulwarów. Tak, jeśli wsiądę do pociągu aby tam pojechać, to ujrzę właśnie Fontainebleau - nie coś mniej czy bardziej odeń pięknego, lecz samo w sobie to właśnie miejsce, które odpowiada nazwie przywołującej sprawy tak dla mnie piękne, które naprawdę zwie się Fontainebleau, i które - kiedy będę szedł po tych uliczkach, kiedy dotknę tych domów, kiedy przejdę pośród tych drzew i usiądę na jednej ze skał, będzie mogło rzec do mnie: "tak, jesteś w Fontainebleau, to wszystko tutaj to jest Fontainebleau".Wola wszystkich panów świata nie sprawi by - gdziekolwiek byś był, w miejscu stokroć nawet piękniejszym albo bardziej oryginalnym - stało się ono Fontainebleau, podczas gdy ten oto oficer, który właśnie przechodzi ulicą może powiedzieć, że jest z garnizonu w Fontainebleau, a dama, która tam mieszka, zapraszając cię na obiad rzec może, iż zaprasza cię do Fontainebleau, a jej listy przyniosą ci na znaczku pocztowym - niczym ciemność leśnego poszycia albo kształt winnego grona - to imię chlubne i słodkie: Fontainebleau; miejscowy aptekarz może zwać się aptekarzem z Fontainebleau, podobnie jak dozorca domu, w którym mieszka twoja ukochana jest "jej dozorcą", a jej fryzjer - "jej fryzjerem". Tutaj brukowe kamienie są kamieniami z Fontainebleau, i ty możesz rzec sobie: jestem w Fontainebleau. "Kiedy jesteś daleko ode mnie i gdy o mnie myślisz, to nie ma nic nade mnie piękniejszego, piękniejszych lasów ani też miejsca bardziej ciekawego, które byś chciał zobaczyć." Chciałbyś widzieć to coś jedynego na świecie, czym jest to właśnie miasto czy miejsce, co sprawia, że nie jest ono żadnym innym, wobec którego ty nie możesz nic, któremu nie możesz ująć ani jednego dnia spośród tych, które dotąd przeżyło, uczynić go ani młodszym ani starszym, to coś, co jest nim właśnie - wyborny osad jego minionej egzystencji, nad którym nie masz żadnej innej władzy jak ta jedynie, aby się nim cieszyć. Nic, jakkolwiek piękne by było, nie może równać się temu, czym jest właśnie ono. A to, co chciałbyś teraz ujrzeć by dobrze poczuć, iż jesteś blisko niego, że to w istocie jest ono, że marzenie twego umysłu spotkało się z rzeczywistością, och! - nie jest wcale konieczne, żeby było to coś szczególnie pięknego - niechże będzie to tylko to wcięcie w ulicy, które czyni w niej jadalnia "Hotelu Francji i Anglii", i stojące nieopodal powozy, które możemy wziąć, aby pojechać do Lasu.


Marcel PROUST
"Jean Santeuil"

 

Zawsze za wielkich artystów uważałem tych, którzy ośmielali się nadać walor piękna rzeczom tak zwykłym, że sprawiają one, iż ktoś, kto je zobaczy będzie mógł rzec: "Jakże ja mogłem dotąd nie widzieć, że to jest coś tak pięknego?..." 

André GIDE
"L'Immoraliste"

 

Nie ma najmniejszej wątpliwości, że można – i to równie łatwo jak w świecie materialnym – cieszyć się rozkoszą urojoną, która podobna jest pod każdym względem do tej prawdziwej; nie ma na przykład wątpliwości, że można oddawać się odległym eksploracjom siedząc przy swoim kominku, wspomagając - gdy zajdzie taka potrzeba – umysł oporny czy też opieszały, sugestywną lekturą jakiegoś dzieła opowiadającego o dalekich podróżach; bez wątpienia można też – nie ruszając się z Paryża – odczuć dobroczynny wpływ kąpieli morskich – wystarczy w tym celu udać się po prostu do łazienek Vigier, które znajdują się na statku zakotwiczonym pośrodku Sekwany.

I tak właśnie des Esseintes dostarczał sobie - bynajmniej nigdzie się nie ruszając - wrażeń pośpiesznych, wręcz migawkowych, które płyną z dalekich podróży, i tej przyjemności przemieszczania się, która w istocie nie istnieje inaczej, jak tylko we wspomnieniu, prawie nigdy zaś w chwili obecnej, w tej właśnie, w której się staje; wchłaniał tę rozkosz swobodnie - bez wysiłku i bez przykrości - w tej kabinie, której przemyślany nieład, przejściowość i jakby tymczasowy wystrój korespondowały nadzwyczaj ściśle z przelotną jego tutaj bytnością i z ograniczonym czasem tych uczt, stały zaś w kontraście absolutnym wobec jego gabinetu do pracy – miejsca jasno określonego, uporządkowanego, funkcjonalnego i wyposażonego tak, aby tworzyć trwałą podstawę domatorskiej egzystencji.

Joris-Karl HUYSMANS 
"À Rebours"


Nie ma sensu podróżować daleko, bo wszędzie są historie, które prowadzą do środka Ziemi.

Kore G. SPIRITZ
"Steal The Whole"

Tyle już lat minęło odkąd pierwszy raz przybyłem do Holandii... tyle lat..., że nie ośmieliłbym się nawet ich policzyć... Lata, które przeżyliśmy - widziane z oddali - wydają się coraz piękniejszymi w miarę jak wraz z doświadczeniem słabnie w nas i gaśnie wraz z rozczarowaniem zdolność oczekiwania szczęścia. Ale teraz dowiem się przynajmniej jak starzeją się miejsca... Niestety - one starzeją się w miarę tego, jak starzejemy się my sami! Wszystkie rzeczy i wszystkie istoty nie mają innej starości jak tylko nasza własna... Nie mają też innej jak nasza śmierci, bowiem gdy my umieramy, wraz z nami niknie i umiera cała ludzkość, cały wszechświat. Gdybyśmy nie poznali okrutnej sztuki tworzenia zwierciadeł, i gdyby kobiety nie były zmuszone pędzić swego żywota na brzegach rzek, każdy z nas wiedziałby tylko, że starzeją się inni... Sam siebie widziałby wciąż młodym człowiekiem, opętańczo goniącym za szczęściem albo może nawet małym dzieckiem, które myśli o tym tylko, aby się bawić, którego łzy płyną dla niczego, i przez nic także mogą zostać osuszone. Gdy każdy wiek nie byłby niczym innym jak nastolęctwem kolejnego wieku (bez goryczy), na zawsze pozostalibyśmy nastolatkami... Lecz, aby nie wyprowadzono nas z błędu, pod żadnym pozorem nie byłoby nam wolno wracać (po piętnastu latach, które upłynęły) do kraju, gdzie żyliśmy nazbyt szczęśliwi... Bo wówczas właśnie objawiłyby się nam w gorzkiej melancholii wszystkie nasze zmarszczki, wszystkie siwe włosy, i to wszystko, co w nas już uwiędło - nie ma bowiem czyściejszej wody zwierciadła, i bardziej bezlitosnego tym samym.Nie obawiałem się tego, a przynajmniej o tym nie myślałem, kiedy przyszedł mi do głowy pomysł, aby pojechać znów do Holandii, i z radością wyobrażałem sobie, że ujrzę ją ponownie, że jak niegdyś oglądać będę jej pszennowłosą młodość, jej powściągliwe bogactwo, i swoje szczęście, w wiecznie tożsamej wodzie jej kanałów.

Octave MIRBEAU
"La 626-E8"

 

Sztuka często służyła WŁADZY.
Nienawidzę dzieł sztuki, choćby najwspanialszych,
które powstały n tej służbie,
Jako świadectwo potęgi WŁADZY.

Kocham RUINY,
te ślady, gdzie znikła aktywność WŁADZY,
a pozostał DUCH SZTUKI.

Tadeusz KANTOR
"Dalej już nic... Teksty z lat 1985-1990"

Mniej żal by nam było odchodzić z tego świata, gdybyśmy w jednej sekundzie świetlistej agonii mogli otrzymać dar wszechobecności, który by nam zezwolił jednym spojrzeniem powiedzieć "żegnajcie" wszystkim miejscom na ziemi, któreśmy znali, wszystkim okolicom któreśmy kochali!

Maurice ROLLINAT 
"Ruminations"

 

Przed tymi, którzy jadą na wakacje, stają (...) pytania: gdzie jechać? w jaki sposób odbyć podróże? - ponieważ, o czym doniosły pisma, dziś nawet wiejskie baby wybierają się do wód zagranicznych, rzecz zatem naturalna, że ludzie szyku, dla niezmieszania się z pospólstwem, mają tylko dwa wyjścia: albo jechać na księżyc, albo - do zakładów kuracyjnych krajowych.

Bolesław PRUS
"Jedźmy na kurację do Nałęczowa..."

 

Są miejsca, które wystarczy zobaczyć przy dobrym świetle, w ciągu dnia, są i takie, które warto widzieć też wieczorem; są miejsca, które trzeba koniecznie oglądać przy dobrej, przejrzystej pogodzie, są też i takie, którym warto przyjrzeć się kiedy normalni ludzie po prostu siedzą w domach.

Kore G. SPIRITZ
"Steal The Whole"

 

"Dla ludzi umiejących patrzeć co trzy stopnie szerokości geograficznej muzyka, krajobrazy i powieści powinny by się zmieniać."


STENDHAL
"La Vie d'Henri Brulard"

 

Znałem już tę prawdę, iż widzieć rzeczy po raz pierwszy - ukradkiem, pod wieczór, w gorączce krótkich postojów - jest najlepszą metodą, aby uzyskać wrażenie pełne, ostateczne i właściwe. Tak właśnie było ongi, dawno już temu, gdy pierwszy raz widziałem ateński Akropol - w środku nocy, w kilka minut zaledwie, za cenę tysiąca trudności i w niepokoju o to, by nie przegapić odejścia mego statku - przypominam sobie, że ujrzałem wówczas antyczną wspaniałość na sposób nowy i porywający, którego odtąd w tym samych miejscu nigdy już więcej nie odnalazłem.
Nie chciałbym zatem wracać do Burgos ani później ani też na dłużej - odkryłbym tam bowiem zapewne kilka nieporównanych szczegółów, lecz owo wrażenie całości zmniejszyłoby się i osłabło...


Pierre LOTI 
"Figures et choses qui passaient"

 

Przysiąc wam, że to ja wyruszyłem w podróż - nie zaś pejzaż, że ja byłem tym, który odwiedzał obce kraje, nie zaś, że to one odwiedziły mnie - tego nie mógłbym uczynić.


Fernando PESSOA
"Livro do desassossego"

 

Różne miejsca na ziemi także są istotami, których osobowość tak jest silna, że niektórzy umierają kiedy się ich z nimi rozłączy; i tak są one w każdym przypadku szczególne, iż wielu przez długie lata poszukuje uroku czerpanego z ich towarzystwa, a w ich nieobecności zachowuje wspomnienie ich czaru. I każde z nich kolejno ma swój odmienny wyraz, tak że ten, kto kocha dane miejsce, kocha jego rozmaite pory i wszystkie jego godziny. Czuje on bowiem, że życie miejsca - choćby wydawało się nam ono mało ożywione - jest o wiele bogatsze niżbyśmy mogli sądzić. Kiedy - choć słońce mocno już przygrzewa - rzeka śpi jeszcze pogrążona w sennych mirażach mglistego oparu, widzimy ją nie lepiej niż ona widzi samą siebie. Rzeka już tam jest, wzrok nasz został jednak zatrzymany, nie widzimy nic, tylko pustkę - mgłę, która stanęła na przeszkodzie widzeniu. W tym miejscu płótna namalować nie to, co widać, gdyż nie widać nic, ani też to czego nie widać, gdyż czego nie widać, tego namalować nie sposób, lecz namalować to właśnie, że nie widać, że niedoskonałość oka, które nie może przepłynąć przez mgłę zostanie mu narzucona na obrazie tak samo jak narzucona została nad rzeką, jest czystym pięknem. A kiedy chodzi o katedrę, to także jest piękne, gdyż portal, którego nie widzimy jest rzeczą bardzo piękną, ale jest to rzecz, która istnieje w naturze i pewne godziny jej życia nie mogą być widziane, bo wtedy nawiedza ją mgła i nikt wówczas nie może się do niej zbliżyć, i ta godzina jej życia także jest piękna.Nie znaliśmy wszystkiego, co jest prawdziwe i różnorodne w życiu miejsca, które kochamy, nawet godziny w której nie jest ono wcale widoczne, a która bynajmniej nie jest całkiem pozbawiona wartości, gdyż jej urok może zostać oddany. Wiedzieliśmy doskonale, iż miejsce to jest piękne jesienią, w swego rodzaju przeistoczeniu, lecz kochalibyśmy je bardziej, gdybyśmy widzieli je nie w pewnej szczególnej chwili w roku - niczym jakiś spektakl - ale gdybyśmy mogli kochać wszystkie godziny jego życia, gdyż wszystkie one objawiają to życie, życie w którym lato czyni tak rozpalonymi dachówki na kościele i obrębia doskonale znane nam drogi mrowiem rozkwitłych maków i snopkami świeżego siana, i jeślibyśmy w dzień odwilży miast pójść sobie gdzieś indziej - zupełnie jakby odwilż była czymś wrogim i obcym, co przebiega ponad tym naszym miejscem nawet go nie dotykając - zobaczyli słońce, błękit nieba, pękający lód, płynącą wodę, która zamienia rzekę w oślepiające zwierciadło, w którym oko nie może się odnaleźć ani niczego rozpoznać, nie mogąc ustalić żadnych znanych sobie form, podczas gdy nagie i błyszczące od szronu drzewa są tam przecież, nie wiadomo czy otaczając polanę czy też stojąc nad brzegiem rzeki.


Marcel PROUST
 "Jean Santeuil"


Co sprawia, że czasem tak trudno jest się nam zdecydować dokąd pójdziemy? Myślę, że istnieje w Naturze pewien subtelny magnetyzm, który - jeśli podświadomie mu ulegniemy - poprowadzi nas dobrą drogą. Bo nie jest dla nas obojętne którędy pójdziemy.
Droga właściwa istnieje; my jednak - z powodu głupoty i nieuwagi - skłonni jesteśmy wybrać złą. Chętnie wybralibyśmy ścieżkę, na którą nigdy jeszcze nie wstąpiliśmy w świecie realnym, i która jest doskonałym symbolem drogi, którą chcielibyśmy podążyć w naszym wewnętrznym, idealnym świecie; i niewątpliwie, czasem trudno jest nam wybrać kierunek dlatego właśnie, że nie zaistniał on jeszcze wyraźnie w naszej myśli.

Henry David THOREAU
"Walking"



Ten mały, prowincjonalny wszechświat pośród gwiazd,
Ten przysiółek przestrzeni,
I nie tylko przestrzeni widzialnej, lecz całej, jaka tylko istnieje.

Fernando PESSOA
"No fim de tudo dormir"



…ktoś mógłby zacząć pisać książkę o żywopłocie będąc młodym chłopcem i jako starzec zobaczyć, że wcale nie jest ona skończona.


Richard JEFFERIES 
"Round About a Great Estate"

 

Od dawna chełpiłem się, iż posiadłem wszystkie możliwe pejzaże, (...). Przywykłem do powszednich zwidzeń: zamiast fabryki bardzo wyraźnie widziałem meczet, batalion aniołów grających na bębnach, karoce na niebiańskich gościńcach, salon na dnie jeziora; monstra i misteria; tytuł wodewilu potrafił napełnić me serce zgrozą.


Arthur RIMBAUD 
"Alchimie du Verbe"


Podróże są niezwykle pożyteczne, powodują że pracuje wyobraźnia. Wszystko inne to tylko rozczarowania i zmęczenie.

Louis-Ferdinand Céline
"V
oyage au bout de la nuit"


Bo rok nigdy nie odchodzi, w jednej chwili możemy przywołać blask słońca, którym cieszyliśmy się w maju, róże które zbieraliśmy w czerwcu, pierwsze źdźbło pszenicy zerwane gdy wypełniały się zielone łany. Inne zdarzenia odchodzą i są zapomniane, i nawet szczegóły naszego własnego życia, tak dla nas w danej chwili ważne, z czasem zacierają się nam w pamięci tak bardzo, że daty, o której sądziliśmy, iż nigdy jej nie zapomnimy szukać musimy w naszych dziennikach. A rok zawsze jest z nami, miesiące są wieczne, nie odchodzą nigdy.

Richard JEFFERIES 
"Nature Near London"


Powiem zatem mojemu czytelnikowi bez ogródek dlaczego płynę tym statkiem, i to w paru słowach: to dlatego, że miałam ochotę na podróż.
- Co więcej, ze swej strony zadam mu pytanie: Kiedy podróżujesz, drogi czytelniku, dlaczego to robisz?
- Tu gdzie teraz jestem nie słyszę twojej odpowiedzi, tej której sama na twym miejscu bym udzieliła: Podróżuję, aby podróżować.
- Wiem doskonale, że podróżowanie jest przyjemnością samą w sobie, ale cóż w końcu pcha cię ku tej przyjemności drogiej, męczącej, czasem niebezpiecznej, a zawsze pełnej niezliczonych rozczarowań?
- Potrzeba podróżowania.
- Dobrze! Powiedz mi zatem czym jest ta potrzeba, dlaczego wszyscy w mniejszym czy większym stopniu jesteśmy nią opętani, i dlaczego się jej poddajemy, nawet gdy wiele, wiele już razy poznaliśmy, iż ona wsiada z nami na koń aby nigdy już nas nie wypuścić, niczym się nie zadowalając?

Wszyscy podróżujemy kiedy tylko mamy trochę wolnego czasu i pieniędzy, podróżujemy a raczej uciekamy, bo nie tyle o podróż tu chodzi, co o to aby wyjechać, czy to rozumiesz? Któż z nas jest tym, kto nie zna jakiegoś bólu aby odeń uciekać albo jarzma, które by chciał zrzucić? Nikt.

Każdy, kto nie jest pochłonięty przez pracę albo otępiony przez lenistwo nie jest zdolny, jak mniemam, pozostać dłużej w jednym miejscu bez cierpienia i pragnienia zmiany. Jeśli ktoś jest szczęśliwy (a w naszych czasach trzeba w tym celu być albo bardzo wielkim albo bardzo lichym człowiekiem), wyobraża sobie, że przyda coś do swego szczęścia podróżując - kochankowie, nowożeńcy wyjeżdżają do Szwajcarii i Włoch zupełnie tak samo jak próżniacy i hipochondrycy. Jednym słowem, ktokolwiek czuje że żyje albo że umiera, jest owładnięty gorączką Żyda Wiecznego Tułacza i prędko wyrusza poszukiwać w oddali jakiegoś gniazda, w którym mógłby kochać albo nory, aby móc w niej umrzeć.

Wydaje mi się mówiąc krótko, że prawdziwym celem podróży jest potrzeba kontaktu, związku, i współ-czującej wymiany z innymi ludźmi, i że nie mogłoby być w tym wszystkim przyjemności gdyby nie było dla nas też i zadania.


George SAND 
''Un hiver a Majorque''


strona główna