strona główna

 

GAZETA WYBORCZA
Środa 18 września 2002

STRAŻ MIEJSKA kontra literat.

 

Gdy Piotr Grzesik i Feliks Chodkiewicz chcieli zawiesić plakat na słupie, nadszedł patrol straży miejskiej. Nie pomogły wyjaśnienia literata i myśliciela.

 

 

 

IRENEUSZ DAŃKO
KOROWODY Z PLAKATEM

 

 

 

Korowody z plakatem

Krakowski sąd bada, na wniosek straży miejskiej, czy literat Piotr Grzesik nielegalnie plakatował ul. Sienną. Na razie sprawa zaowocowała uniewinniającym Wyrokiem, apelacją i opowiadaniem satyrycznym.

 

 

 

Krakowski sąd, na wniosek straży miejskiej, bada, czy literat Piotr Grzesik nielegalnie plakatował ul. Sienną. Na razie sprawa zaowocowała uniewinniającym wyrokiem, apelacją i opowiadaniem satyrycznym.

Postępowanie trwa od kwietnia zeszłego roku. Wszystko zaczęło się, gdy 34-letni pisarz i muzyk postanowił zaprosić krakowian na wykład Feliksa Chodkiewicza, "oryginalnego, niezależnego myśliciela, który miał wystąpić w Galerii TAM przy ul. Jagiellońskiej, założonej przez Grzesika. Organizatorzy - z racji skromnego budżetu - reklamowali imprezy za pośrednictwem bezpłatnych zapowiedzi w prasie i Internecie.

Zwykle też -"bardziej na pamiątkę niż dla komercyjnego znaczenia" - rozklejali niewielkie afisze (formatu A4) w zaprzyjaźnionych kawiarniach.

- TAM to niedochodowe stowarzyszenie. Nikt nie ma interesu, by ganiać nocą po mieście, bawiąc się w ciuciubabkę ze strażą miejską - zapewnia Piotr Grzesik.

Feralnego dnia rozniósł z autorem wykładu kilkanaście plakatów do znajomych lokali. Wracając ul. Sienną, zobaczyli wolne miejsce na słupie oblepionym plakatami. Przymierzyli papier. a wtedy nadeszli strażnicy. Trzyosobowy patrol uznał, że sprawcę wykroczenia nakrył na gorącym uczynku.

- Stwierdzili wykroczenie, choć ja paliłem papierosa; a pan Chodkiewicz dopiero mozolił się z lepcem - relacjonuje Grzesik. Uwagę strażników zwrócił tytułu wykładu "Czy wszystkie sekty są złe?". "Spisz go dokładnie - to jakaś sekta" - cytuje pisarz słowa jednego z funkcjonariuszy. Nie pomogły wyjaśnienia. Wniosek o ukaranie z zarekwirowanym afiszem trafił do kolegium, a później do sądu grodzkiego. Odbyło się kilka rozpraw; Przesłuchano obwinionego i świadków.

- Korzystamy z prawa. Trudno, abym kwestionował wiarygodność naszych funkcjonariuszy - uzasadnia półtoraroczne postępowanie Paweł Duchnik, p.o. komendanta straży miejskiej w Krakowie. Jako dowód winy podaje relacje podwładnych i protokół pierwszego przesłuchania, w którym obwiniony miał przyznać się do zarzucanego mu czynu.

- Potwierdziłem, że przyklejałem plakaty, ale w zaprzyjaźnionych pubach i galeriach! - odpowiada laureat konkursu Fundacji Kultury Polskiej, autor książek "Karmasutra" i "Księga Nieurodzaju". Sądowe perypetie opisał w satyrycznym opowiadaniu. Rozbawienia sytuacją nie ukrywał też znajomy adwokat w piśmie procesowym do sądu. "Obwiniony całe życie obraca się w »światku bohemy artystycznej<<, a reguły uporządkowanego społeczeństwa, znane przeciętnemu obywatelowi są dla niego całkowicie obce" - wnosił o uniewinnienie. Na serio dodał, że ukarać można tylko za wykroczenie, a nie jego usiłowanie.

Wyrok zapadł w czerwcu tego roku. Uniewinniający.

Po dwóch tygodniach sąd zawiadomił o przyjęciu apelacji straży miejskiej.

- Każda strona może zaskarżyć niekorzystny wyrok - wyjaśnia komendant Duchnik. Odwołano się, bo - jak twierdzi -sąd wziął pod uwagę wyłącznie zeznania drugiej strony.

- To jakiś absurd. Wszędzie wiszą ogłoszenia firm turystycznych, agencji towarzyskich, a nawet informacje o kursach przedegzaminacyjnych, które organizują szacowne uczelnie. Nikt ich nie ściga, choć widać dokładne adresy i telefony. A mnie próbuje się drugi rok ukarać za kawałek nie naklejonego papieru - komentuje apelację Grzesik.

 

strona główna