strona główna

 

Karol Riffer

 

28 KAMIENI - SZKIC O KSIĄŻCE PIOTRA GRZESIKA

 "NA PRZEDMIEŚCIACH"

__________________________________________________________________________

(Wydawnictwo Baran i Suszczyński Kraków 1997,

książka otrzymała wyróżnienie w VI edycji konkursu

"Promocja  Najnowszej Literatury Polskiej"

zorganizowanego przez FUNDACJĘ KULTURY POLSKIEJ

w roku 1997)

 

 

"Przypadek jest pseudonimem Boga,

kiedy nie chce się on podpisać"

ANATOL FRANCE

  

1/ "Książka Piotra Grzesika należy do prozy, której trudno przypisać określoną nazwę gatunkową. Nie jest to z pewnością powieść, ale też wahałbym się nazwać ją cyklem opowiadań. Jest to - bez wątpienia - zbiór tekstów starannie skomponowany i powiązany wspólnym zamysłem, choć nie nosi on znamion zamkniętego dzieła fabularnego."

JERZY JARZĘBSKI

 

2/ "Tom "NA PRZEDMIEŚCIACH" cechuje wyobraźnia, którą autor umie zdyscyplinować i literacko zorganizować, osiągając w tej mierze znaczny stopień precyzji. Dzięki temu udało mu się stworzyć w swojej prozie wyrazisty, sugestywny klimat, gdzie przeczucie tajemnicy łączy się z przesłaniem myślowym,  związanym z wyobcowaniem, samotnością, poszukiwaniem (czasem daremnym) sposobu zakorzenienia się w rzeczywistości, nierzadko męczącej, powikłanej, kalekiej."

JAN PIESZCZACHOWICZ

 

3/ "Tematem tej prozy jest – można by rzec najogólniej - egzystencja, która składa się z podróży, ze spotkań z ludźmi i miejscami, z oczekiwania na coś, co miało się zdarzyć, ale się nie ziszcza. Narrator umieszcza się pomiędzy dwoma mitycznymi miejscami zamieszkania: wsią i miastem, a także próbuje skonstruować nowy mit - egzystencji zawieszonej w pół drogi, w jakimś obszarze osiedli otaczających miasto, nie będących jednak ani jednym ani drugim. Narzuca to jednostce - jako sposób spędzania czasu - wieczny nomadyzm, przebywanie "nie-tutaj", osamotnienie.

Jest to z pewnością proza nader dojrzała: autor panuje suwerennie nad językiem i stylem, umiejętnie buduje nastrój opowieści, na koniec pamięta stale o zamyśle ogólnym książki, w której wszystkie elementy - nawet puste strony na końcu tomu - mają swoje znaczenie. Książka rozczaruje czytelników poszukujących przygód i emocjonującej akcji - spodoba się tym, którzy w literaturze chcieliby znaleźć element tajemnicy, nastrój, refleksyjność i jakiś ad hoc stworzony model świata, swoistą "grę", którą autor proponuje swoim odbiorcom.

"NA PRZEDMIEŚCIACH" to niewątpliwy przykład dojrzałego debiutu i rzadko u młodych autorów spotykanej świadomości twórczej."

JERZY JARZĘBSKI

 

4/ "W moich oczach jest to książka - światopogląd. W pewnym sensie wręcz książka - świat. (Krąg domino dobrze to symbolizuje.) Jest to świat mityczny, o typowych dla mitu relacjach przestrzennych i czasowych, a także biograficznych. (Oczywiście jest to mit XX, w którym bogowie - jeśli są - to kryją się w człowieku, a czasem wręcz w jego patologiach.) Świat przedstawiony w  książce - to by posłużyć się instrumentarium psychologii głębi  - świat świadomości (miasto), nieświadomości (wieś) i - oto rzecz i najtrudniejsza i najciekawsza jako koncepcja - owo "przedmieście": nazwałbym je "ja" oscylującym, jaźnią - symbolem, a symbol jak wiadomo "nie istnieje", a jedynie "łączy", ma status mostu pomiędzy Duchem i Naturą. Bohater książki oscyluje - niby owo "przedmieście", miota się w więzieniu świata - mitu. Ale też znajduje z niego wyjście. Zyskuje (otrzymuje?) oświecenie - wyzwolenie. W pewnym więc sensie "NA PRZEDMIEŚCIACH" jest dziełem gnostycznym i gnostyckim. Z tej racji witam je z wdzięcznością"

JERZY PROKOPIUK

 

5/ Jak zdaje się twierdzić autor - całe nasze życie rozgrywa się na przedmieściach - ani tutaj, ani tam. Pomiędzy. Nigdzie - choć wydaje się, że jest tu coś czego można się uchwycić, coś trwałego, solidnego. Te opowieści są zapisami przemian umysłu, jego krętych dróg, kryjówek, pościgów i ucieczek. Pokazują jak poprzez sen i poprzez jawę umysł dąży do swego jądra. Są to więc historie dochodzenia, opowieści detektywistyczne, w których myśl śledzi samą siebie, usiłuje siebie zrozumieć. Niektóre z nich są przetworzonymi fragmentami życia, zdarzeń rzeczywistych, inne pochodzą ze snu albo z fantazji. Nie ma tu nazw ani imion. Autor starał się powiedzieć jak najwięcej, nie używając imienia.

Wszystkie opowiadania składające się na tom są napisane w pierwszej osobie, nie należy jednak sądzić, że mamy tu do czynienia z literaturą autobiograficzną. Postaci za jakie podaje się bohater różnią się zarówno wiekiem jak i zajęciem. W niektórych tekstach dość łatwo określić realia - owe tytułowe "przedmieścia", poza całą wymową symboliczną są łatwe do zidentyfikowania - to miejsce gdzie znajdują się ostatnie przystanki autobusów, gdzie ulice i całe w ogóle otoczenie ma charakter pośredni, ni to miejski, ni wiejski. To miejsca niebezpieczne, podejrzane. Miejsca gdzie prowadzone są nielegalne procedery. A takim podejrzanym, nielegalnym procederem jest również sztuka - wg stwierdzenie Tadeusza Kantora. Na przedmieściach może zdarzyć się wszystko albo prawie wszystko - skoro nic, albo prawie nic się tam nie dzieje. Opisana w opowiadaniu pt. "ŚLEDZTWO" wędrówka bohatera śladami przypadkowo spotkanego w autobusie starca, wyglądającego jak jakiś mędrzec albo prorok ze Starego Testamentu, jest wynikiem nudy, braku zajęcia i wszechogarniającego upału. Nie wiadomo co w tym świecie jest prawdą, a co jedynie wynikiem konfabulacji, rozwijania wątków pochodzących z sytuacji rzeczywistych, wymyślania "tego co mogłoby się stać gdyby...". Zdarzają się także teksty pozbawione realnych odniesień - "STREFA", "PROGRAM", a zwłaszcza "HORYZONT" - bohater objawia się w nich jako istota zupełnie abstrakcyjna, wykonująca symboliczne czynności w niemal geometrycznie czystej przestrzeni. Są jednak także dwa teksty, w których łatwo można zidentyfikować nawet czas akcji - "NA SZLAKU" - "smętne lata osiemdziesiąte" jak określił to K.Uniłowski ("Przedmieścia sensu" - "FA-ART" 4(30)’97 s.57) czasy, w których pospolity, i w gruncie rzeczy dość podły napój jakim jest piwo, mogło się zamienić w jakąś absurdalną namiastkę baśniowej "wody życia". W innym opowiadaniu - pt. "NOWE SZATY" - P.Grzesik opisuje czas wielkiej przemiany - po upadku komunizmu - kiedy masowo zaczęły się pojawiać sklepy z tanią odzieżą.

Wszystkie te przemiany, zarówno bohatera jak i realiów służą jednak wypracowaniu nadrzędnego sensu, przekraczającego ramy autobiograficznej opowieści, chyba że rozszerzymy to pojęcie również na autobiografię duchową. Sam autor usiłując "wytłumaczyć" się z "nadużywania" pierwszej osoby w komentarzu do swojej książki napisał takie słowa: "Prawdziwa literatura autobiograficzna tworzy się wtedy, gdy nasze przeszłe życie staje się do tego stopnia obce, że zaczynamy je odczuwać jak jakiś film, który kiedyś oglądaliśmy, albo jak przeczytaną niegdyś książkę - dopiero wtedy można próbować je opisać".

 

6/ Te opowiadania są świadomie, niemal laboratoryjnie "wyhodowanymi" mitami - jak roślina z oranżerii. Niemniej ziarno, z którego wyrosła ta roślina jest takie samo jak w mitach będących tworami społecznymi - jak różnego rodzaju opowieści religijne i magiczne. Opozycja pomiędzy myśleniem magicznym i myśleniem religijnym jest jedną z podstawowych osi książki Grzesika. Ilekroć bohater usiłuje wpływać na swój los, odczytywać dawane mu znaki ("SZYFRY"), i racjonalizując zmierzać do jakiegoś wyjaśnienia, wtedy zazwyczaj przekaz albo zostaje przerwany w pół słowa, albo zamienia się w niezrozumiały bełkot, bądź też prowadzi do wysoce nieprzyjemnych konsekwencji (np. w opowiadaniu "GŁOSY" bohater tropiący "nieznane" zostaje zwyczajnie i zupełnie prozaicznie pobity przez lumpów zbierających się nocą na starym stadionie). Zarówno próby magicznego jak i "naukowego" wyjaśniania zdarzających się niezwykłych wypadków nie prowadzą do niczego (nie zapominajmy, że według niektórych badaczy zachodnia, oświecona nauka wywodzi się w prostej linii z magii, z właściwego jej sposobu myślenia polegającego na zmuszaniu Losu  bądź Natury do działania zgodnego z naszymi intencjami). Właściwe rezultaty daje jedynie postawa prawdziwie religijna - postawa otwartego, nie-działającego oczekiwania, całkowitego poddania i oddania - "Nigdy już nie doszedłem do tego stanu, w jakim znajdowałem się owego lata, gdy chodziłem po mieście, ot tak, bez potrzeby, nie mając nic innego do roboty, szukając kogoś, czekając by to mnie znaleziono. Zapewne szyfry pojawiały się i wcześniej, zanim je zauważyłem i zapisałem. Może to właśnie wtedy je rozumiałem – kiedy byłem niby pióro w czyjejś dłoni i nie usiłowałem ich tłumaczyć - tak jak się rozumie własne sny, kiedy jest się w nich" (s.98, podkreślenie K.R.). W ostatnim opowiadaniu bohater odrzuca pokusę wytłumaczenia tajemniczego listu oferowaną przez nawiedzonego starca-kapłana - "A może rzeczywiście coś to znaczyło - coś zupełnie innego, czego nawet on sam nie rozumiał. Byłem przekonany, że ten człowiek nie wiedział o czym mówi. Taka była jego gra, tak podtrzymywał iluzję swojej pożyteczności" (s.163) Takie zakończenie można odczytywać jako odrzucenie każdej, w taki czy w inny sposób  sformalizowanej religijności - to co pozostaje, to postawa ufnego, ale i tragicznego oczekiwania, bez oparcia i bez żadnej nadziei - zarówno bez nadziei na "ostateczne wyjaśnienie", jak i na to, że w ogóle jest co wyjaśniać.

 

7/ "Człowiek" - reprezentowany przez bohatera - zawsze "wychodzi" z przedmieść, jest istotą cywilizowaną, pamięta jednak, że kiedyś przyszedł ze wsi, z natury. Z czasem pobudował drogi, domy, kościoły - zagospodarował ziemię. Przez cały czas oscyluje pomiędzy przedmieściami, miastem i wsią. Kiedy udaje się do miasta - najczęściej czeka go zagubienie, bezsensowne krążenie w kółko - idealny porządek nie jest stworzony dla niego (tekst pt. "ZAGUBIONY"). Gdy udaje się na wieś ("POLOWANIE") - okazuje się, że jest to miejsce całkowicie nieprzyjazne, pełne zasadzek i równie obce jak miasto. W ten czy inny sposób usiłuje dotrzeć do mitycznych pustych pól, które jak mniema muszą się rozciągać tam gdzie kończy się wieś. Ale wieś nie kończy się nigdzie, jedna przechodzi w drugą. Nigdzie nie ma miejsca pustego, miejsca bez ludzi, zawsze widać domy, stogi, zwierzęta. Pola równie dobrze mogą się nagle otworzyć w samym środku miasta. Wyobrażeniu pustych pól na drugim planie, odpowiada idea pustych pomieszczeń - pokojów, magazynów itp. Są to przestrzenie puste ale ograniczone (tylko w opowiadaniu "PUSTY POKÓJ III" z okien pokoju na horyzoncie widać pola). Można powiedzieć, że puste pokoje w "NA PRZEDMIEŚCIACH" to "łona", z których bohater chce się "narodzić". Pola natomiast to miejsce całkowicie puste i całkowicie otwarte. To właśnie pola stają się, albo może raczej tylko mają się stać "domem", do którego tak niestrudzenie zmierza bohater. Należy tu przytoczyć zdanie napisane przez Johna Cage’a, autora, który wręcz konsekrował tak często przywoływany w książce Grzesika przypadek - "Dom zbudowany wokół wielkiego, bezkresnego pola bez granic." Takiego domu poszukuje bohater wikłając się beznadziejnie w coraz bardziej podobne do siebie historyjki. Wydaje się, że znużenie, które towarzyszy czytelnikowi staje się także udziałem samego autora - podobnie jak bohater tekstu pt. "HAZARDZISTA", usiłuje on wyczerpać wszystkie możliwości, wszystkie kombinacje. Okazuje się jednak, że nawet tak niewielka ilość elementów może ułożyć się w praktycznie niewyczerpany zbiór opowieści.

 

8/ Bohater bezskutecznie, w rozmaity sposób poszukuje wyjścia. Wciąż wędruje pomiędzy miastem, przedmieściami i wsią, ale wyjście - jeżeli w ogóle jest możliwe to tylko na linii pionowej - nie poziomej.

 

 

 9/ "Wieś" to inaczej raj, szczęśliwa dzikość - stan według podań bezpowrotnie utracony, miejsce gdzie człowiek stanowił jedność z naturą. Nie jest to jednak rzeczywistość sielankowa, a raczej pierwotna i okrutna, zgodna z "naturą" - tzn. z prawami pierwotnych emocji. Jest to rzeczywistość plemienia. Z wsią związany jest temat ofiary – ("POLOWANIE", "POD GÓRĘ").  "Miasto"  to idealne społeczeństwo podległe prawu - utopia. Stan do którego zdają się zmierzać wszystkie ideologie, ruchy społeczne i religijne, państwa i kościoły - próba osiągnięcia równowagi wewnętrznej poprzez porządek zewnętrzny. Jest to rzeczywistość rozumna i obiektywnie sprawdzalna. Miasto  jest mitycznym miejscem doskonałej organizacji, pozostaje jednak wciąż w sferze ziemskiej - intelektualnej. Ten podział można rozumieć także w taki sposób: "miasto" - to świat intelektu, państwo, sztuka, nauka - to ludzkie pragnienie by opanować, zrozumieć i wyrazić rzeczywistość; "wieś" - to świat fizyczny, ludzka umiejętność uprawiania, opanowywania przyrody; "przedmieścia" zaś - to właściwe miejsce bytowania człowieka - już nie natura ale też i nie symboliczne MIASTO. Pojawiający się często motyw "ogrodu" jest tożsamy z pojęciem "przedmieścia" - nie jest to już natura - las, ale też i nie park - część MIASTA-CYWILIZACJI. "Przedmieścia" jako stan aktualny,  zawierają w sobie wyobrażenie - wspomnienie wsi i wizję MIASTA - są międzybytem, miejscem możliwego, albo jedynie wyobrażonego "przejścia".

 

10/ Narrator opowiada o swojej wędrówce na różne sposoby - używa form zbliżonych do baśni, przypowieści, historii niesamowitej, fantastycznej, groteski itd. Czasem przekazuje swoje doświadczenie za pomocą obrazów wziętych z konkretnej rzeczywistości, a innym razem posługuje się abstrakcyjną parabolą (ten świat w zasadzie jest jednolity, ale konwencja opisywania go wciąż się zmienia). Niestrudzenie szuka we wszystkim sensu, czasem wręcz popada z tego powodu w obłęd, lub popełnia samobójstwo. Można to zresztą rozumieć jako śmierć wyobrażoną, albo nieudaną, gdyż w końcu jednak może nam to wszystko opowiedzieć.

 

11/ Bohater jest "ja" mówiącym - zawsze tym samym, ale zarazem jest "wielokrotny" - w jednym tekście umiera, w innym ukrywa się w lesie, jest lekarzem, to znów roznosicielem telegramów, raz jest młodzieńcem, a raz starcem. Chodzi, patrzy, nudzi się, zdarzają mu się przeróżne  przygody. On zastanawia się nad nimi, rezonuje, wciąż stara się stworzyć obraz ogólny, syntezę. Ale jego świadomość zawsze jest szczątkowa, wyrywkowa - chce być każdym i nikim zarazem - choćby przez podkreślanie swojej anonimowości. Jego tożsamość jest jednak nieustannie potwierdzana przez obsesyjne powracanie kilku tematów i motywów. Poszczególne teksty ukazują różne, wzajemnie się dopełniające aspekty postaci, która wciąż będąc kimś innym, zawsze jednak pozostaje tą samą  osobą.

 

12/ W kilku opowiadaniach znaleźć można pewne odniesienia do powieści pikarejskiej. Bohatera książki można by wręcz określić mianem pikaro metafizycznego - przeżywającego także przygody w nadrealności. A jednak w końcu nie jest to powieść - dziecko wieku rozumu, wiary w następstwo przyczynowo- skutkowe i w możliwość opisania świata. Dążenie bohatera do prawdy jest zawsze niedopełnione, poznaje on prawdę w pewnych aspektach doświadczenia, ale nigdy całą prawdę. Charakterystyczną cechą współczesnej kultury jest to, że nie mogąc poznać całości dobrowolnie poprzestajemy, godzimy się na niepełność, jest to kondycja prawdziwie ludzka - to właśnie jest istota "przedmiejskości" - owego bycia w pół drogi. W ten sposób akceptujemy nietrwałość, prowizoryczność, próbę, fragment.

 

13/ Tylko ograniczony zbiór daje możliwość tworzenia porządku, rytuału, możliwość "gospodarowania". Elementy opowieści przeplatają się, tasują się jak karty do gry, albo jak kolorowe płytki w kalejdoskopie - jest to świat zamknięty,  w którym wszystko płynie, kłębi się wokół w gruncie rzeczy niewiadomego jądra. Tekst krąży wokół czegoś nigdy tego nie wypowiadając, nie dosięgając ("PUSTY POKÓJ IV/ PUSTE POLA  - cztery puste kartki na końcu książki - to niewątpliwa inspiracja buddyzmem Zen), jest chaosem, wirem wokół jakiegoś "oka cyklonu", które leży poza słowami - a może wewnątrz słów?

 

14/ Najbardziej charakterystyczną cechą  całego zbioru jest motywiczność - nasuwająca skojarzenia z budową utworów muzycznych opartych na kilku tematach i motywach podlegających niekończącym się przekształceniom. W jednym z tekstów bohater spostrzega kogoś obcego w swoim ogrodzie, w innym zaś to on sam zakrada się do czyjegoś ogrodu - ale nie jest to dokładnie ten sam ogród i dom -  podobne zabiegi - odwrócenia, zmiany perspektywy, tła itp. można porównać z opracowywaniem tematu w raku, w inwersji, ze zmianami tonacji, barwy lub rejestru w muzyce.

Według wierzeń Indian północnoamerykańskich sen powtarza tę samą archetypiczną historię w nowych formach -  aż do chwili gdy się ją zrozumie - o czymś podobnym można mówić w przypadku książki Piotra Grzesika. Przenikające i przeplatające się "patterny" motywiczno-tematyczne tworzą strukturę przypominającą utwory minimal music - i podobnie jak przy słuchaniu tego typu muzyki pierwszym wrażeniem może być znużenie, przechodzące jednak po jakimś czasie w rodzaj zatopienia, pogrążenia w dźwięku - lub w tekście. Nie zawsze jest to uczucie przyjemne, czasem ma się wrażenie osaczenia, przytłoczenia jak w powtarzającym się koszmarze, przez słowa - podobne, czasem wręcz takie same, strzępy jakby żywcem powtórzonych narracji, wyrażonych językiem ani wytwornym ani rozbuchanym - suchym, wręcz przesadnie poprawnym - jak jakiś raport.

 

15/ Niekiedy jest tak, że sens jednego tekstu wyjaśnia albo dopełnia się w sposób symboliczny bądź fabularny w innym fragmencie - np.  ludzie  z "PROCESJI" podążają albo w "ORSZAKU" albo idą może na przedstawienie z "CHOROBY" - jeżeli oczywiście jest to - to samo miasteczko, ten sam sen. Opowieści przylegają do siebie jak kostki domina -  zawsze mają coś wspólnego i coś co je różni np.: "TWIERDZA" i "PUSTY POKÓJ II" - na pozór jest to symetria, raz  bohaterem jest ktoś, kto bezprawnie wchodzi do czyjegoś ogrodu, a raz ten, który jest wewnątrz, ale w pierwszym tekście jest lato, a w drugim zima. Bohater ostatniej opowieści wkrada się do pustego domu - podobnie jak wyimaginowany "intruz" - którego obawia się bohater innego opowiadania. W tym świecie nic nie jest dopasowane dokładnie, idealnie - ale czasem spod powierzchni zdarzeń prześwituje jakiś rodzaj porządku. Jego tropieniem zajmuje się bohater - raz mu się to udaje, a raz nie. Nie ma prostego, linearnego następstwa, jest sieć - system odniesień.

Motywiczność utworu odsyła także do mitologii - znamy mnóstwo różnych wersji najbardziej znanych  mitów. Prawie każde opracowanie podaje inny wariant. Zachowane zostaje jedynie archetypowe jądro i temat mitu - podobnie jest z tymi opowieściami - jest kilka podstawowych, wieloznacznych motywów: błądzenie, sobowtór, puste miejsce;  jest organizacja przestrzeni: przedmieścia, miasto, wieś, puste pola i ciągła  "praca tematyczna" wokół nich. Np. motyw "przedmieść" pojawia się w ok. 25 tekstach, motyw pustych pól w ok. 10 itd. Do pomyślenia byłaby kontynuacja cyklu, na zasadzie tasowania motywów i pisania opowiadań na tej podstawie,  w sposób podobny jak robił to Georges Perec.

 

16/ W ostatnim tekście narrator w końcu widzi siebie w sposób pełny - już nie poprzez symboliczne sytuacje, ale bezpośrednio. Widzi siebie wędrującego po mieście, grającego w swoje gry, siebie - bohatera. I tego, który zapisuje - siebie autora. Jest to literacki obraz procesu wyzwolenia-oświecenia. Opowieść się wyczerpuje, język zostaje uwolniony  ze sztywnego schematu fabuły, następuje dezintegracja opowiadającego podmiotu (włączają się inne głosy, zostaje zaburzona a wreszcie kompletnie unicestwiona struktura czasownikowa), co ni mniej ni więcej oznacza depersonalizację - rozłożenie "Ja" na czynniki pierwsze.

 

17/Przez cały tom przewijają się motywy gry w kości, domina i gry w karty (znak karciany został umieszczony pod każdym tekstem). Książka została zbudowana na bazie konstrukcji liczbowych wywiedzionych z gry w domino i z kart - tekstów jest 54 - tyle ile kart w talii i o 2 mniej niż "połówek" kamieni domina. Dwa ostatnie fragmenty to "jokery" karciane - "pasują" one do wszystkich innych tekstów, dopełniają je. W jednym z najbardziej dosłownie filozoficznych tekstów zawartych w książce, w opowiadaniu "HORYZONT" kwestia gier została omówiona dokładnie - bohater, tym razem oddaje się absurdalnej wędrówce, której celem ma być dosięgnięcie linii horyzontu ("Nie wiedziałem, czy moje dążenie nie jest złudne - mnie wydawało się bardziej rzeczywiste od wszystkiego co spotkałem podczas swojej podróży./.../ Interesował mnie tylko horyzont - to był prawdziwy cel na miarę niemożliwości."). Podczas swej drogi zatrzymuje się kilkakrotnie - pierwszy raz w mieście, gdzie wraz z mieszkańcami grywa w kości - gra w kości została tu użyta jako symbol życia prostych, zwykłych ludzi - jej zasady odpowiadają bowiem zasadom według jakich organizuje się samo życie. Podczas drugiego postoju bohater również oddaje się grze w kości - ale tym razem jakby na wyższym poziomie - z ludźmi wiedzy, "uczonymi mężami", dla których kości stanowią inspirację do pracy naukowej (współczesna nauka w znacznej mierze opiera się na rachunku prawdopodobieństwa). Za trzecim razem bohater zatrzymuje się w klasztorze, w którym mnisi spędzają wolny czas na grze w domino - "ta gra doskonale wyrażała ich pragnienie stworzenia doskonałego, abstrakcyjnego systemu, w którym było miejsce zarówno na przypadek, jak i na działanie woli i rozumu." Ostatecznie jednak bohater porzuca klasztor i zostaje artystą - maluje wielkie obrazy przedstawiające karty do gry, zaczyna namiętnie grać w karty i wróżyć sobie z nich - "Uwielbiałem te niezwykle skomplikowane reguły i możliwość tworzenia wciąż nowych gier, nowych układów ze skończonej liczby elementów". Ostatnie zdanie mogłoby być wręcz hasłem programowym książki Grzesika - na tym w końcu polega metoda tasowania wątków i motywów - jak kart w grze - a każde nowe rozdanie to nowe opowiadanie, nowa gra którą podejmuje bohater. Ten ostateczny wybór kart do gry oznacza wybór sztuki jako formy istnienia w świecie - jest to wybór tak samo dobry jak poprzednie możliwości: życia prostego, życia dla nauki i życia dla religii - niemniej jego przewagą jest właśnie fakt nie-realności samej substancji. Bohater maluje obrazy przedstawiające karty do gry, które same w sobie są już przecież obrazami - sztuka w przeciwieństwie do nauki i religii nie domaga się potwierdzenia realności swoich "hipotez" - a więc posługiwanie się światłem odbitym (patrz "Traktat o manekinach" B.Schulza), paradoksalnie może nas doprowadzić do rzeczywistego źródła światła. Tak, jakby tylko w pełni świadome uleganie iluzji mogło  pozwolić ją przeniknąć, jakby jedynie udając kogoś kim się nie jest - przebierając się, będąc aktorem - można było powiedzieć prawdę.

 

18/ W  "poemacie" (strumieniu świadomości?) kończącym "część słowną", po którym pozostaje już tylko "pusty znak" - "PUSTY POKÓJ IV /PUSTE POLA" - cztery nie zapisane kartki (motyw jungowskiej "czwórcy" pojawia się zresztą w książce wielokrotnie - wspomniane cztery czyste kartki na końcu książki, cztery opowiadania o tytule "PUSTY POKÓJ", czynności bohatera wykonywane po cztery razy, albo przez cztery kolejne dni) pojawia się kluczowe dla całego zbioru słowo - randomino (ang. "random" = przypadek) – można by rozszyfrować tę grę słów jako: "Przypadek jest Panem". W wyrażeniu tym w zasadzie zawiera się sens wszystkich  poszukiwań narratora związanych z przypadkiem. Domino bowiem - to zarazem:

a/ strój maskaradowy – tzw. maska z domina.

b/ płaszcz używany przez średniowiecznych duchownych.

c/ gra, według legendy wynaleziona przez dwóch benedyktynów - klasztorna wersja gry w kości. Nazwa pochodzi stąd, że wygrywający wypowiadał liturgiczne zdanie "Dominus Domino meo" lub "Benedicamus Domino". W grze tej używa się 28 kamieni. Każdy z grających bierze losowo z puli 7 kamieni - wygrywa ten, kto pierwszy wyłoży wszystkie kamienie, albo ten kto "zamknie" grę - tak, że nikt już nie może nic dołożyć. W grze tej wychodzi się więc od przypadku, po to by go przetworzyć, zrozumieć, by na jego bazie szukać sensu - poprzez tworzenie zamkniętej przestrzeni gry. Podobnie czyni bohater porządkując swoje przeszłe doświadczenia w każdym prawie tekście składowym, jak i w "summie" kończącej książkę.

Elementy przypadkowe są "dane" - pierwotne (umysł spostrzega rzeczywistość jako chaos - oczywiście umysł dojrzały, nie pozostający w narzuconych społecznie strukturach), potem dopiero pojawia się idea porządku i przekonanie, że porządek jednak istnieje. Domino jest idealną metaforą działania człowieka w świecie -  jest to "układanie" chaosu, po to by można było w nim żyć,  żeby można było z nim "grać". Jest w nim zawarty zarazem element losowości - przypadkowego wyboru tych a nie innych kamieni - i racjonalnego myślenia - pamięci (układy kamieni, strategie gry itp.). Dwa pierwsze  znaczenia słowa "domino", owo swoiste przeciwstawienie: strój duchownego - strój maskaradowy odnaleźć można w całym dziele. Najpełniej zostały one omówione w tekście "HORYZONT" - gdzie narrator przedstawia siebie jako zarazem mnicha i artystę.

         W opowiadaniu "PUSTY POKÓJ III" bohater twierdzi, że "wymyślił" adres pustego domu jest to istotna zmiana, po stosowanych uprzednio procesach losowych. Do tej pory przypadek traktowano na sposób wróżbiarski. Teraz myśl sama staje się przypadkiem, czyli "tym co dane" - częścią większej całości - jest więc tak, jakby skomponowana melodia  stawała się  czymś równie "przypadkowym" jak zestaw wylosowanych dźwięków. Zarówno w czystej grze losowej, jak i w procesie racjonalnego myślenia objawia się ten sam nieubłagany porządek. Utwór artystyczny zawsze w końcu jest w jakimś stopniu "przypadkowy" - cóż może być bardziej przypadkowego od tzw. natchnienia? Musi tak być, inaczej tworzenie byłoby po prostu rzemieślniczą pracą. Znany byłby cel i droga doń prowadzącą - a tak jest jedynie błądzenie (po manowcach i "przedmieściach") - a więc zawsze przypadek lub też decyzja absolutnie arbitralna i nieuzasadniona. Używanie procedur losowych - to zaś jedynie pewna technika pracy, którą z upodobaniem posługuje się bohater (autor?) książki, wierząc, że zarówno jego świadomymi, w pełni pychy "oświeconego" umysłu stawianymi krokami, jak i ruchem kostki rządzą te same zupełnie nieprzenikalne (i hipotetyczne) prawa.

Na przedniej okładce książki (stworzonej według projektu Autora) umieszczone zostały rozsypane bezładnie kamienie domina, na tylnej zaś te same kamienie ułożone w konstrukcję przypominającą nieco schemat do dziecięcej gry w klasy (albo Pałac Kultury i Nauki w odwróceniu!). "Wejściem" do tego labiryntu jest kamień "pusty" - bez "oczek", po nim następuje ten, który ma oczek najwięcej - 12 (6+6), dalej pojawiają się kamienie o coraz mniejszej ilości oczek - im oczek jest mniej, tym kamieni w rzędzie więcej - na samym końcu zostały umieszczone kamienie, których jedną połówkę wypełniają oczka od 1 do 6, a drugą połówki puste. Wejściem jest więc zupełna, całkowita Pustka, potem następują rozmaite przeobrażenia i przetasowania elementów, na samym końcu zaś, po przejściu przez wszystkie układy i komplikacje następuje powrót do Pustki. Taki obraz świata odpowiada wschodnim, zwłaszcza buddyjskim koncepcjom na temat natury i prawideł rozwoju Bytu-Umysłu, i jest też symbolem wyczerpywania, zużywania się formy - w tym wypadku pewnej konwencji pisania - Piotr Grzesik nie powinien chyba już więcej pisać krótkich opowiadań.

 

19/ Generalne przesłanie większości tekstów to stwierdzenie dwulicowości rzeczywistości,  zawsze wychodzące na jaw niezależnie od zdarzenia - ślepy los staje się logiczny, brnie do konkretnego celu, zdarzenia irracjonalne mają miejsce w "kartezjańskim" świecie techniki ("NICI") itp. Już sam początek (opowiadanie "POWRÓT") zapowiada taką dwoistość - bohater pojawia się w domu, który niegdyś opuścił, niemniej mimo że poznaje ogólny układ miejscowości, ogrodu i samego domu, to ma wrażenie, że nastąpiło jakieś celowe, zamierzone działanie mające na celu wprowadzenie go w błąd - "Rozglądałem się, patrzyłem na domy przy drodze - prawie nic się tu nie zmieniło. Nic poza ludźmi - było tak, jakby umyślnie wymieniono mieszkańców" (s.7). Każda próba zajrzenia pod podszewkę rzeczywistości jest skazana na porażkę - bohater nie jest w stanie ani przypomnieć sobie skąd wzięła się kartka nakazująca mu przychodzenie w określone miejsce, o określonej porze - nie wie nawet czy nie napisał jej sam. Ale skoro nie wie, to nie pozostaje mu nic innego, jak po prostu wypełniać absurdalny rytuał, dlatego tylko, że istnieje owo niejasne i nie wiadomo dla kogo tak naprawdę przeznaczone wezwanie. Skoro jest możliwe, że coś jest prawdą, to znaczy to, że trzeba zachowywać się tak, jakby było nią na pewno - taki sposób myślenia bliski jest słynnemu "zakładowi" Pascala na temat istnienia Boga.

 

20/ "NA PRZEDMIEŚCIACH" uznać można za cykl inicjacyjny - jedne z tych inicjacji są udane i prowadzą "akcję" naprzód" - do następnego etapu. Inne zaś są ewidentnie nieudane. Wygląda to wręcz jak zbieranie punktów. Jak się jednak na końcu okazuje nie jest to gra "na punkty". Wszystkie dotychczasowe "zasługi" zostają anulowane - bohater znowu jest w tym samym miejscu - w stanie całkowitej niewiedzy. Droga do "wyzwolenia", którą musi odbyć nie jest podobna do różnych "ścieżek" medytacyjnych, idąc po których krok za krokiem, można rzekomo osiągnąć wreszcie "nirwanę". Bohater książki Grzesika czeka raczej na jakieś nagłe, wszechogarniające olśnienie, którego w żaden sposób nie można "wypracować", do którego nie można "dojść". Bo w samym procesie dochodzenia do czegoś zawsze zawarte jest wyobrażenie celu - a kiedy jest wyobrażenie, wtedy zawsze i nieuchronnie musi wkraść się Iluzja - która znów sprowadzi bohatera na tory jałowych dociekań, rozszyfrowywania ukrytych rzekomo znaczeń i podtekstów. Ostatnie zdanie "PUSTEGO POKOJU III" - zdanie zamieniające się w czterostronicowy poemat - zaczyna się od słów: "Ale w końcu może to jednak okaże się komuś potrzebne, tak jak mnie..." (s.165). Wypowiedź dotyczy tego, czy należy zapisywać swoją "historię duchową" - czy należy zdawać relację ze swojej potyczki ze znakami - autor (wcześniej) sam udzielił sobie odpowiedzi - "powinienem to robić - pokazywać jak zaplata się ta intryga, jak sama się rozwiązuje - jak tworzy się szyfr. W końcu nie sposób go uniknąć - znaki, znaki, na znak czekamy. Wieczne poszukiwanie znaków. I ja także - otwarte pola, puste pokoje w których nie zbiera się kurz, zima, zupełna ciemność, horyzont - ja także." (s.164). Nawet jeżeli istota poszukiwań pozostanie nieprzekazywalna (może zostać co najwyżej zaznaczona przez symbol nie zapisanych kartek), to i tak racja do pewnego stopnia jest po stronie literatury i w ogóle całej kultury - tego niekończącego się procesu gromadzenia i przetwarzania znaków - bo nawet jeśli w efekcie sprowadzają one na manowce ("Symbole znowu odzyskają swoje wampirze istnienie" s.164), to pozostają jednak dowodem istnienia i uporu wielu wytrwałych wędrowców.

 

21/ W "PUSTYM POKOJU III" zostaje przytoczony szereg takich podstawowych przeciwstawień jak noc i dzień, jawa i sen, tu i tam, a także fragment komputerowego kodu binarnego. Sugeruje to, że dzieło chce wyrazić "cały  świat"  w kilku obrazach - tak jak w komputerze cały świat jest reprezentowany przez zera i jedynki - bo byt ma tylko dwie postaci, jest obecnością albo nieobecnością. Narrator w tym co Obecne tropi ślady Nieobecnego, nie wahając się przy tym naginać faktów i zdarzeń, byle tylko podtrzymać założoną z góry interpretację. W opowiadaniu "PUSTY POKÓJ I" bohater przez kilka kolejnych wieczorów przychodzi pod okna domu, w którym kiedyś, dawno temu, mieszkał jego znajomy. Nie wie nawet czy byłby w stanie rozpoznać twarz  przyjaciela. Co wieczór patrzy w zawsze ciemne szyby, po czym wchodzi na górę, puka i odchodzi. Istotnym problemem jest to, czy przyjaciel jest obecny tam w środku, czy nie - bohaterowi tak naprawdę nie chodzi o to by go spotkać, czy też porozmawiać, potrzebuje tylko potwierdzenia bądź zaprzeczenia swoich hipotez na ten temat. Systematycznie ustala wszystkie możliwości, po czym gdy ostatniego dnia przychodząc pod dom  widzi światło w oknie, nie wchodzi nawet na górę, nie puka - "Było mi obojętne, czy poszedł spać, czy też dalej stoi za szybą w ciemności i odprowadza mnie wzrokiem./.../Nie chciałem spotkać go takiego, jakiego znałem kiedyś. Nie szukałem osoby, raczej tajemnicy./.../ Wiedziałem, że muszę szukać dalej, że muszę znaleźć jakiś pusty pokój, który gdzieś czeka na mnie - ta część tajemnicy, którą właśnie ja mam rozwiązać" (s.62). Można powiedzieć, że bohater książki Grzesika poszukuje poszukiwania - wynikiem wszystkich tych systematycznych działań, żmudnych wyliczeń, niekończących się dociekań ma być jakiś stan czystego poszukiwania, wyjścia poza dwustanową logikę świata, w którym Poszukujący i Poszukiwane staną się jednością.

 

22/ Pierwsze zdanie tomu Grzesika - "Już z daleka widziałem jak bardzo zapuszczony jest ogród" (s.7) - zapowiada, że  w książce będziemy mieć do czynienia z opisem i analizą stanu "zapuszczenia", chaosu, z próbą (udaną lub nie) narzucenia, bądź też odgadnięcia tkwiącego w nim jednak  ładu, uporządkowania owego "ogrodu" - i opowiedzenia o tej próbie. Na samym początku książki pojawia się ktoś - postać, która powraca do jakiegoś miejsca, które w ogólnych zarysach rozpoznaje. Jej stan przypomina wręcz sytuację po "odrodzeniu". To "nowe życie", obciążone jest jednak w znacznej mierze obsesją przeszłości. Powrót właściciela pustego domu na przedmieściach jest prefiguracją końca - ale ten ostatni pusty dom znajduje się w mieście - w samym sercu miasta. Bohater jest owładnięty istną manią centryczności - w  asymetrycznym świecie zawsze szuka miejsc, które są "w środku" jakiejś przestrzeni. Wszędzie usiłuje znaleźć ową "axis mundi" - oś świata, dzięki której będzie mógł wreszcie sporządzić właściwą i bezbłędną mapę swojego terytorium, jak w zakończeniu "Ziemi Jałowej" Eliota, zdaje się wołać - "Kiedyż na ziemiach moich zaprowadzę ład!". Jego usiłowanie musi jednak pozostać daremne. Znajduje - owszem - ale małe centra, które szybko stają się peryferiami ("przedmieściami") w perspektywie  wyżej zorganizowanej całości. Na wzór Geometry z "ZAMKU" Kafki bohater Grzesika próbuje określić, "zmierzyć" porządek swojego świata - ale przekonuje się, że wszelki własną mocą ustanowiony, arbitralny (a także "odczytany" ze zjawisk porządek) jest jedynie namiastką, ersatzem. Porządku prawdziwego, który jedynie przeczuwa nie jest w stanie nigdy uchwycić - zawsze wymyka się on jego racjonalnej, kategoryzującej myśli.

      Nawet ostatnie miejsce postoju - ten ostatni pusty pokój wydaje się nie amboną - a raczej konfesjonałem, w którym w końcu może on opowiedzieć o swoich przygodach, wygadać się, nie osiągając jednak nic ponadto, nic ponad kolejną formę - literacką, skomponowaną, o określonych założeniach, częściowo zaskakującą, częściowo zaś męczącą - jak każda forma...

  

23/ Sposób istnienia, tryb życia bohatera wielu opowiadań można najlepiej opisać cytatem z Thomasa Mertona - "Życie pustelnika to życie słabo określone, w którym niewiele jest do decydowania, w którym brak prawie, albo brak zupełnie interesów, w którym nie dostarcza się przesyłek (podkreślenie K.R.). Jego kontakt ze światem jest ograniczony do minimum. Nie wiemy nie tylko z czego żyje (poza niektórymi tekstami, np. w opowiadaniu "CHOROBA" jest lekarzem), ale dlaczego w ogóle istnieje, co utrzymuje go przy życiu. Najbardziej prawdopodobne jest, że to właśnie jego gry, jego obsesyjna potrzeba śledzenia, podglądania i tropienia przejawów jakiegoś wyższego czy raczej ukrytego pod powierzchnią zjawisk porządku jest ową siłą, pozwalającą mu przetrwać. W kilku opowiadaniach bohater mówi o swoim bracie. Postać brata ma wymiar symboliczny - w tekście "JASKINIE" padają takie słowa: "To dziwne - dzięki niemu żyłem, a nie widziałem go od pół roku" (s.13). W "UCIECZCE" brat jest towarzyszem dziecięcej eskapady "w głąb ziemi" (bohater wraz z bratem ucieka z domu, i buduje ziemiankę w lesie), a także w głąb literatury - ich głównym zajęciem w ziemiance jest czytanie książek. Zresztą te dwa opowiadania: "UCIECZKA" i "JASKINIE", to teksty, w których pojawia się zarówno motyw brata, motyw zejścia do podziemi, jak i motyw literatury jako sposobu na przetrwanie - w "JASKINIACH" bohater powie "I wtedy zacząłem mówić, dopiero teraz, po tym wszystkim co się stało /.../ Mówiłem długo - póki nie opowiedziałem  do samego końca całej tej historii, dalej jest milczenie, dalej słowa nie mogą pójść, teraz zamkniesz oczy, zamkniesz usta i nie powiesz więcej nic..." (s.16). Brat jest łącznikiem pomiędzy bohaterem, a światem materialnym, w którym związki powstają na zasadzie  naturalnej, nie "nadprzyrodzonej". Można tę postać interpretować jako materialnego opiekuna, cielesnego anioła pomagającego bohaterowi przetrwać w świecie. Postaci pojawiających się kobiet są albo nieuchwytne ("PO DRUGIEJ STRONIE ULICY", "WEZWANIE") albo zupełnie nierealne, jak w opowiadaniu "LUSTRO", w którym bohater popełnia samobójstwo, po to by "uwolnić" kobietę, która (jak twierdzi) jest zamknięta w nim samym, w jego oczach.

 

24/ Status społeczny narratora jest zazwyczaj słabo określony, marginalny (nocny stróż, roznosiciel telegramów). Bardzo istotny jest podział przestrzeni na "tu" i "tam" - np.: wnętrze świątyni czy autobusu i świat zewnętrzny, ogród i reszta świata - w skondensowany i abstrakcyjny sposób wyraża ten problem opowiadanie pt. "STREFA" (to zresztą stała metoda - prawie każdy istotny  problem, opowiedziany w innych miejscach w sposób realny, lub na poły realny znajduje realizację czysto abstrakcyjną, filozoficzną - "HORYZONT", "PROGRAM", "OKNO", "STREFA", "SZYFRY")

Świetnie oddane zostały realia starego domu, ogrodu i przedmieść. Opowiadania bazujące na tych elementach nabierają bliżej nieokreślonej  atmosfery, mającej wymiar symbolu przeszłości, a jednocześnie izolacji, niedostępnej inności i spokoju.

Rzeczą najbardziej mnie ujmującą w całym zbiorze jest nastrój: ciężki, mroczny, rodem z horrorów. Nawet panująca pogoda, w wielu historyjkach jest iście angielska. Nierzeczywistość czy niesamowitość fabuły, sztywny sposób pisania (schematyczność w konstruowaniu zdań, ciągłe użycie czasu przeszłego) wzmagają dodatkowo rodzące się w czytelniku uczucie "nieprzyjemności".

Ta literatura odrzuca literackość, w zamian obdarowując czytelnika minimalizmem słów oraz sztywnym kanonem konstrukcji - na swój sposób transcendentnymi.

Poszczególne historyjki można sobie wyobrazić jako scenariusze kina niemego (ekspresjonizm!! - zamieszczone w książce ilustracje Autora przywodzą na myśl skojarzenia z tym stylem w filmie i plastyce). Na podobnej zasadzie należy też rozumieć ich umowność, w pewnym sensie sztuczność i "papierowość".

Jak napisał Z.Chojnowski: "Piotr Grzesik prozą "NA PRZEDMIEŚCIACH" daje znać, że literatura eksperymentalna ma jeszcze swoich twórców" ("NOWE KSIĄŻKI" nr 11 ’97 s.31) - a eksperyment literacki jest obecnie rzadkością - w dobie nie tyle wykorzystywania, co raczej żerowania na rozmaitych "rozrywkowych" konwencjach, i coraz częstszego upodobniania się literatury o rzekomych ambicjach artystycznych do popularnej tandety dla mas. Z drugiej jednak strony, ta zauważalna skłonność do eksperymentu (a czasami wręcz dziwactwa) powoduje, że "NA PRZEDMIEŚCIACH" jest książką raczej dla krytyków (bo jak widać - jest tu o czym pisać!) niż dla tzw. szerokiego grona czytelników.

 

25/ Opowiadania  można podzielić na trzy grupy gatunkowe: realistyczne, niesamowite i "obrachunkowe". W niektórych tekstach  nie ma jednak wyraźnie dominującej cechy - są one stworzone jakby na pograniczu poszczególnych grup. Np. w opowiadaniu pt. "ŚWIATŁO" będącym zwykłym opisem, autor tworzy tajemniczy nastrój, powodujący, że czytelnik doszukuje się w jego realności czegoś niezwykłego, jakiejś symboliki, która jest tu, ale na pewno nie dominuje.

W grupie "obrachunkowo - dydaktycznej" - na pierwszy plan wysuwa się pogląd, stosunek autora do zjawisk społecznych (np. - "JASKINIE" - problem rozwoju społeczeństw i techniki, "SKARBIEC" - powstawanie i upadek "światów"-cywilizacji, "PUSTY POKÓJ III" - kwestia religii i jej zastygania w skostniałych formach).

Do opowiadań "niesamowitych" zaliczyć można większość tekstów. Niewątpliwie "horror story" jest tą konwencją, z której autor czerpie najwięcej. Wiele opowiadań opartych jest wprost na przetworzonych motywach opowieści grozy - np. "INTRUZ" i "KROPLE" - to w zasadzie dwa opowiadania na temat diabła. "PROCESJA" trąci "wampiryzmem", a "SPADEK" to horror wręcz klasyczny.

 

26/ Jako księgę - wzorzec dla "NA PRZEDMIEŚCIACH" - należy wskazać BIBLIĘ, w której również znaleźć można rozmaite typy narracji, a także gatunki literackie (księgi prorockie, historyczne, mądrościowe), oraz w pewnym sensie podobną konstrukcję - całość składającą się z odrębnych fragmentów, służącą przekazaniu pewnej ogólnej, metafizycznej myśli. Można wręcz powiedzieć, że "NA PRZEDMIEŚCIACH" jest czymś w rodzaju  prywatnej, skrajnie osobistej, subiektywnej BIBLII.

Nie jest to jedyne świadectwo "religijnej" w istocie proweniencji tej książki - kilka opowiadań  jest ewidentnie opartych na wątkach biblijnych (np. "KOPIEC" jest bardzo zeświecczoną wersją przypowieści o pannach mądrych i pannach głupich, a "POD GÓRĘ" to  niemal "bluźniercza" trawestacja Drogi Krzyżowej), niektóre teksty można wręcz określić mianem współczesnych przypowieści (np. "ORSZAK" - opowiadanie oparte na znanym w wielu mitologiach motywie podążania za dźwiękami muzyki -  Orfeusz, Kriszna).

Poza tym pojawiający się w zakończeniach kilku opowieści opis działań bohatera prowadzony "skądś" czy raczej "znikąd" - brzmi tak jakby to "bogowie" opowiadali człowiekowi o nim samym, czy też może jakby to on sam tak siebie widział -  z punktu widzenia wieczności - boskości. Te fragmenty tekstu napisane są zazwyczaj w trybie rozkazującym. Niekończący się monolog narratora zostaje wtedy przerwany przez jakieś bez zapowiedzi wtrącające się "ty" (teksty bez kropek na końcu - zapowiedzi ostatecznego "wyzwolenia"). W "PUSTYM POKOJU III" - ostatnim "napisanym" tekście - ten monolog wręcz zamienia się w dialog - "głosy" pisane w pierwszej i w trzeciej osobie przeplatają się i zazębiają, zupełnie jakby ze sobą rozmawiały, spierały się - "odchodziłem coraz dalej i dalej i stawałem się coraz mniejszy, coraz bardziej biały, tak byś pewnie o tym opowiedział, w zakończeniu opowiadania, jakby widząc siebie oczami tych, którzy pozostają w mieście" (s.168).

 

27/ Książka Piotra Grzesika jest niewątpliwie dziełem postmodernistycznym - jest w swoich elementach podobna do "wszystkiego" (do bardzo wielu innych dzieł) - ale trudno byłoby wskazać utwór podobny do niej jako całości.

Zbiór jest pełen "ukłonów" wobec bardzo wielu pisarzy -najwięcej chyba znaleźć można odniesień do S.Becketta ("STREFA", "POWRÓT", "ŚLEDZTWO") i J.Cortazara ("GRA W KOŚCI", "SPADEK", "LUSTRO"). Poza tym jest tu wiele różnego rodzaju nawiązań do F.Kafki (np. "SKARBIEC" - bohater, podobnie jak autor "PROCESU", jest tu urzędnikiem bankowym, a bank w którym pracuje staje się metaforą działania praw kosmicznych i społecznych), J.L.Borgesa ("BIBLIOTEKARZ"), J.Joyce’a (schemat wędrówki po mieście w "SZYFRACH") i M.Prousta ("ODNALEZIONY" - czas???). Należy także wspomnieć o pięknym opowiadaniu pt. "CMENTARZ", poświęconym  pamięci wielkiego austriackiego poety, zmarłego w Krakowie - Georga Trakla.

Z pisarzy polskich będących antenatami "NA PRZEDMIEŚCIACH" wymienić należy oczywiście Bruno Schulza - niewątpliwego ojca "realizmu magicznego" na naszym gruncie, ale przede wszystkim trochę zapomnianego i nigdy naprawdę nie docenionego pisarza - Kazimierza Truchanowskiego.

 

28/ W wielu opowiadaniach pojawia się motyw odczytywania (tekstów, zaszyfrowanych wiadomości, ukrytych znaczeń - "SZARADZISTA", "BIBLIOTEKA", "PUSTY POKÓJ III", a zwłaszcza "SZYFRY"). Całe zresztą dzieło można by nazwać "odczytywaniem" sensu rzeczywistości. Krytyk - recenzent tekstu jest takim właśnie "odczytywaczem". Idzie on po śladach autora, podobnie jak czyni to bohater książki Piotra Grzesika - odczytując swoje własne ślady i szukając w nich znaków. Pojawiający się w "PUSTYM POKOJU III" "badacz" - strażnik "świętych" słów, okazuje się jednak - nawet jeśli nie oszustem - to na pewno kimś przesadnie egzaltowanym, a wręcz opętanym, "nawiedzonym". Zawsze istnieje takie niebezpieczeństwo.

Ten, który komentuje tekst wykonuje pracę "bibliotekarza" z opowiadania o takim tytule, który mówi - "Nawet gdy próbowałem zapisać to wszystko, pamiętałem, że praca tego, który pisze, podobna jest raczej do odczytywania niż tworzenia szyfru - odczytywania tego, co chcą nam powiedzieć nasze własne słowa. Robię to właśnie teraz, ale po to, żeby zakończyć, żeby wyczerpać słowa, i może będzie tak, że pewnego dnia wyjdę stąd, z biblioteki, z samego centrum miasta i zacznę iść, mówiąc do siebie, powtarzając ten niekończący się ciąg odnalezionych słów jak katarynka, natchniony bełkot modlitewnych młynków, mijając te wszystkie stare budowle, pomniki, uliczki, kręte i ciemne zaułki, drogami prowadzącymi daleko, aż na przedmieścia i jeszcze dalej, w puste, otwarte pola, tam gdzie się urywają, gdzie nie ma już nikogo, kto mógłby to zapisać, lub choćby opowiedzieć, poza pismo i poza mowę także, idąc wciąż tam, gdzie w końcu nie ma żadnego w końcu ani na początku, tylko puste, otwarte pola, bez żadnej granicy, żadnego kresu." (s.117).

A więc z biblioteki -  jak przynajmniej zdaje się sugerować autor - w końcu jednak jest jakieś wyjście.

 dr Karol RIFFER

 ***

(Wykorzystane w tekście fragmenty wypowiedzi Jerzego Jarzębskiego, Jana Pieszczachowicza i Jerzego Prokopiuka pochodzą z niepublikowanych recenzji i listów do Autora, któremu serdecznie dziękuję za wszechstronną pomoc i cenne uwagi. K.R.)

 

strona główna