NIE WIEM

Po pierwszym wyroku w sprawie Gorgonowej

Nie wiem, jak się zwie ten, co cię oskarżał, 
ani ten, co cię bronił na sali,
ni jak się sędzia zwał, ni jaka była szarża
tych, co na cię wyrok wydali...
      Tylko o trupie wiem w samotnej willi
      i że cię kamieniami byliby zabili.

W Jugosławii może ktoś twe imię szepce,
rówieśnica, piastunka, ciotka stara we wsi,
ktoś, kto cię dzieckiem znał, kto stał przy twej kolebce
jacyś ludzie najbliżsi twoi i najlepsi.
      Ktoś złapał się za głowę i z przestrachem pyta:
      "Ta sama?!... Ta maleńka Margeryta?"

I nie wiem, jak chowano cię i jakiej byłaś wiary,
i czy sukienkę białą miałaś przy komunii?
Czyś do szkoły chodziła? Pilną była w miarę?
Czy uciekałaś z klasy — ot, ptak, co wyfrunie
      Bóg wie gdzie, byle bliżej słońca i księżyca...
      A może tak jak ja — nigdy nie miałaś rodziców?

Może nie stał przy tobie nikt z anielską twarzą nigdy? Może u obcych żyłaś jak pies bity?
Może cię sprawiedliwy deptał, cnotliwy obrażał?
Możeś chodziła z duszą głodną w ciele sytym,
      a twoje pierwsze dobre słowo o nadziei
      słyszałaś od rajfurki albo od złodzieja?

Nie wiem o tobie więcej, niźli o skazanej jawnogrzesznicy wiedział tłum jej katów,
gdy Chrystus między nią a kamieniami stanął.
I tylko widzę, jak nad tobą splata
      wężów swych zwój śmiertelny — pochylona, 
      skamieniała we zgrozie, straszna twarz Gorgony.

Nie wiem, jak się zwie ten, co wpisał w księgi,
jak tracić matki ciężarne!...
I nie wiem, czy po krew twą moja Polska sięgnie.
Nie wiem... i nie ogarnę...
      Ale odkąd wyrok zapadł i zawarto drzwi,
      krzyczy coś po nocach: "Dość krwi!"
__  __  __  __  __  __  __  __  __  __  __  __  __  __


Martwa panienko, cicha dzieweczko, podarta ostrzami skalpeli, powiedz sędziom, że zemsta aniołom
      serc nie weseli.

Umarli żywych nie skarżą:
zbrodniarza, wiem — nie wydasz!
Powiedz światu, że nie naprawi
      spełnionej — nowa ohyda.

Zdeptanaś jak grzęda kwiatów
słów i podejrzeń tysiącem...
Męczenników bolą ludzkie wyroki,
      bardziej od zbrodni hańbiące.

Straszny jest tajemny morderca,
co dziecko niewinne raził,
ale jeszcze straszniejsze jest prawo pisane krwią 
      na głazie.

Gniew jest obrzydły wszystkiemu, co żyje,
jak jadem nalana żmija,
ale bardziej obrzydła jest zemsta praw,
      która na trzeźwo zabija.

0 dzieweczko niewinnie zamordowana,
usłysz, zważ, ściągnij brwi
i stamtąd, gdzie jesteś, swój wyrok daj:
      "Dość krwi."
__  __  __  __  __  __  __  __  __  __  __  __  __  __


Wiem, jak trudno jest żyć i nie błądzić co dnia,
pchać taczkę swą, ten ciężar, to nieczułe drewno,
i jak jest małe przejście od błędu do zbrodni,
to wiem... Domyślam się... Nie! Wiem na pewno.
      I wy to wiecie, panowie przysięgli. Niestety
      nie wiem, czy wśród przysięgłych bywają kobiety.

Wiem, jaka bywa twarz pokusy, nim się ziści
we wstydzie i zgrozie,
i szelest śmierci znam, chrzęst martwych liści...
Lecz nie wiem — jaka jest śmierć na powrozie!
      Choć, że wyrzut sumienia piecze jak żar węgli,
      wiem... I wy wiecie również, sędziowie przysięgli.
__  __  __  __  __  __  __  __  __  __  __  __  __  __


Wiem, że twarz matki nad dzieckiem schylona
to cała nasza przed Bogiem obrona,
że wobec matki, gdy na dziecko czeka,
trzeba, by świat się gwiazdami oblekał,
a czy na tronie, czy w więziennej celi
      — nie nas, lecz jej z dziecięciem pilnują anieli.

Czyś winna, czy nie winna, ty, co cię wrzeciądze
i rygle dzielą od nas, ja cię nie osądzę,
nawet gdy od haniebnych praw zabita, zginiesz z ręki kata.
Kiedyś dowiemy się w dolinie Jozafata,
gdy herold Chrystusowe sądy poogłasza
nad tobą i nad nami, zbrodniarko, siostro nasza!