ANALIZA "Baśni o stalowym Jeżu" JANA BRZECHWY

pełny tekst "Baśni o Stalowym Jeżu"

 

"Baśń o stalowym Jeżu" – poemat Jana Brzechwy - jest utworem ze wszech miar niezwykłym – niezwykłym dla mnie, ale mam nadzieję, że dzięki tym paru słowom, które za chwilę tu napiszę, stanie się on utworem niezwykłym bardziej niż dotychczas dla paru innych jeszcze osób, gdyż w moim mniemaniu utwór ten jest jednym z najważniejszych dzieł całej literatury napisanej w języku polskim.

Zetknąłem się z "Baśnią" - jak wszystkie chyba polskie dzieci dorastające w latach 70-tych XX wieku - na początku szkoły podstawowej - utwór ten jest zamieszczony w wielu wyborach baśni Brzechwy – ten, który z którym ja miałem wówczas do czynienia nazywał się bodajże "Od baśni do baśni" i zawierał oprócz "Baśni o Stalowym Jeżu" również takie sztandarowe pozycje jak "Szelmostwa lisa Witalisa" i "Wyprawa na Ariadnie". Wcześniej znałem Brzechwę jedynie z utworów krótkich – bardzo nieraz zabawnych i przewrotnych rymowanek dla młodszych dzieci. "Baśń o Stalowym Jeżu" zawsze podobała mi się najbardziej ze wszystkich jego utworów, nie wiedziałem jednak dlaczego, nie miałem pojęcia z jakiego powodu tak bardzo podoba mi się ta historia; co powoduje, że za każdym razem mam ochotę płakać, kiedy ją czytam (a raczej kiedy czytał mi ją dziadek, bo w czasie gdy "Jeża" poznawałem nie umiałem jeszcze czytać na tyle biegle by móc poradzić sobie z tym dość trudnym językowo tekstem).

 

A więc – ruszajmy w imię Boże:

Na ulicy Czterech Wiatrów

Niedaleko Bonifratrów

Do zachodnich ścian przytyka

Sklep Magika Mechanika

Sklep ten zawsze jest zamknięty,

lecz przez okno wystawowe

Widać różne dziwne sprzęty,

Różne części metalowe,

tajemnicze instrumenty,

Automaty, lalki, skrzynki,

nakręcane katarynki,

śpiewające psy i świnki.

Z głębi sklepu znad stolika

patrzą oczy Mechanika.

Widać jego twarz niemłodą

Okoloną rudą brodę

Duże uszy, nos spiczasty

I krzaczaste brwi jak chwasty

 

Całe noce Magik siedzi

Pośród zwojów drutu z miedzi,

Warzy zioła, praży kwasy

I uciera kuperwasy

Kto zobaczy Mechanika,

Tego zaraz lęk przenika,

ten ucieka od wystawy

Choćby nawet był ciekawy".

 

Na samym początku poznajemy więc dziwną postać – Mechanika, który "warzy zioła, praży kwasy i uciera kuperwasy" – mamy zatem do czynienia z jakimś typem naukowca – szarlatana – maga, w każdym razie kogoś, kto zajmuje się tzw. wiedzą tajemną – a zatem łączy pasję naukową z zamiłowaniami magicznymi – niczym średniowieczni alchemicy. W dalszym ciągu, w burzliwą noc październikową, magik ów zasypia nad swoją pracą:

 

"Dnia pewnego w październiku

napłynęło chmur bez liku

Runął wicher porywiście

poleciały żółte liście

zaciemniły się błękity

Zgęstniał mrok niesamowity

Snadź żałosny śpiew jesieni

Albo napływ nocnych cieni

Albo gwiazd zupełny zanik

Sprawił właśnie, że Mechanik

Usnął nagle przy stoliku

Dnia pewnego, w październiku"

 

 

zaś z jego sklepu wybiega wprost w jesienną nawałnicę – Stalowy Jeż –

to przedziwne stworzenie wyposażone jest zupełnie jak prawdziwy średniowieczny rycerz – w halabardę, miecz, tarczę oraz pancerz (co u Jeży – także nie stalowych – zupełnie naturalne) najeżony mnóstwem igieł:

 

"Spał jak kamień. A tymczasem

drzwi rozwarły się z hałasem

i ze sklepu na ulicę

W noc, w jesienną nawałnicę

Wybiegł z chrzęstem jeż stalowy."

 

"Jeż przez chwilę nasłuchiwał

Coś wspominał, coś przeżywał

spojrzał w noc październikową

I zacisnął pięść stalową

W krąg ulica była pusta

Mrok narastał, wiatr nie ustał

Deszcz jesienny w szyby chlustał."

 

– Jeż rusza więc w swoją drogę, a jego krokom jak memento towarzyszy dwuwiersz, który będzie się powtarzał jeszcze wielokrotnie:

 

"Co się stało, to się stało

Widać tak się stać musiało"

i dalej:

 

"Jeż więc naprzód ruszył śmiało,

Pędził w dal opustoszałą

pod murami się przemykał

I w zaułkach ciemnych znikał.

A gdy biła jedenasta

Jeż opuścił mury miasta"

 

Jeż śmiało rusza w swoją drogę, która stanie się prawdziwą drogą oczyszczenia, drogą ku źródłom istnienia, ku poznaniu istotnych tajemnic życia i wszechświata. Na początek musi się przedrzeć przez zaklęty las, gdzie:

 

"leśne zmory,

W dziuplach jadły muchomory

/.../

Sowy piały, a koło nich,

Wyskoczywszy na wierzchołek

 Na piszczałce grał Dusiołek"

 

 - ta ostatnia postać jest niewątpliwym ukłonem Jana Lesmana (czyli Jana Brzechwy) w stronę swego wielkiego wuja – Bolesława Leśmiana (w istocie także Lesmana).

Potem Jeż spotyka Czarodzieja Babuleja, następuje pierwsza (z kilku) autoprezentacja naszego bohatera – Jeż tak mówi o sobie:

 

"Od przyłbicy aż po pięty

Jam stalowy Jeż – zaklęty

Przez Magika Mechanika – "

 

Celem wizyty Jeża okazuje się być prośba skierowana do mądrego Czarodzieja, aby ten pomógł mu zrzucić złe zaklęcie. Czarodziej poleca Jeżowi przemycie oczu cudowną wodą, po którym to zabiegu:

 

"Aż tu nagle się roztoczy

Droga gładka, lecz zawiła

Cała we mgle się gubiła"

 

ponadto instruuje go, że ma ową drogą iść zawsze w prawo:

 

"Byle w prawo, zawsze w prawo

gdy dotrzymasz tego święcie

Spadnie z ciebie złe zaklęcie"

 

- nadzwyczaj prawicowy doradca z tego Babuleja!

Jeż rusza zatem wskazaną mu drogą – widzi tam "dziwne dziwy" – pałace i mleczne rzeki – świat zasobny i cudowny – ot, taki magiczny hipermarket – jednak:

 

"Jeża złudy nie skusiły

wytężając wszystkie siły

ciągle w prawo szedł po drodze

Pamiętając o przestrodze"

 

dalej następuje seria prób, którym podany zostaje bohaterski Jeż – musi przepłynąć przez staw rtęciowy, stoczyć bój ze złymi trytonami i wykutymi z blachy nietoperzami:

 

"A ze szczelin pełzły strachy

Nocne strachy z kutej blachy"

 

- wszystkie przeciwieństwa zostają jednak w końcu pokonane – Jeż wraca na swą drogę, gdzie:

"mgła jak zwykle drogi strzegła"

 

- to warte uwagi – właśnie mgła strzeże drogi, mgła, która w "normalnym", czyli nie-baśniowym świecie drogę myli – w świecie zaś, w którym porusza się i walczy Jeż – mgła jest gwarantem owej przykazanej "prawości" drogi (bo Jeż zawsze musi iść w prawą stronę) – i kiedy wielka rzeka staje na jego drodze:

 

"Jeż to zoczył,

Lecz nie zboczył

Tylko w środek wirów skoczył"

 

Następnie Jeż dociera na Wyspę Trzech Bawołów, gdzie rośnie Mosiężny Las – oczywiście los nieszczęsnych bawołów jest przesądzony... Jeż rusza dalej, nie zważając na złotą mewę trzymającą w dziobie złoty klucz, która:

 

"Kluczem skały otwierała.

Otwierała złote bramy,

Skarbce, zamki i sezamy

On szedł w prawo, ciągle w prawo

Gardził złotem, gardził strawą

Ani nie jadł ani nie pił

Tylko chłodem się pokrzepił"

 

Wreszcie Jeż poddany zostaje próbie zaiste niezwykłej – tym razem ma do czynienia nie ze zwykłą walką (choćby nawet z dosyć niezwykłym przeciwnikiem - jak wspomniane nietoperze czy bawoły) - tym razem są to prawdziwe czary, bowiem:

 

"kiedy tak przez piachy kroczył

z pochwy naraz miecz wyskoczył

I pofrunął w dal z łoskotem"

 

- za mieczem pofrunęła także tarcza oraz reszta bojowego rynsztunku naszego bohatera; nie dość tego:

 

"Jeż oniemiał, Jeż się zdumiał,

Ale zanim coś zrozumiał,

Jakaś siła niebywała

nagle z ziemi go porwała

I poniosła jak źdźbło słomy

w świat daleki, niewiadomy.

 

- okazało się:

 

"Że to Góra Magnesowa

Z dali ciemnej się wyłania,

Że jej siła przyciągania

Nieodparta i straszliwa,

Stal unosi i porywa"

 

- a w końcu przecież cały Jeż "wykonany" jest ze stali...

Niczym przyklejona do lepu mucha Jeż może wykonywać jedynie niewielkie ruchy - zaczyna więc powoli piąć się w górę, aby po pięciu godzinach dotrzeć do szczytu góry, gdzie był:

 

"Pałac z gwiazd wysnuty

I był człowiek w złocie kuty

I obuty w złote buty

A dokoła w barwnej śniedzi

stali ludzie z brązu, miedzi

I z mosiądzu, i z ołowiu"

 

- zaś władca owej Góry w te słowa zwrócił się do Jeża:

 

"Ja mam taką moc tajemną,

że się tylko stalą żywię

I na górze tej szczęśliwie

Miedzią, brązem i mosiądzem

Jak posłusznym ludem rządzę

Broń się Jeżu, mam ochotę

Stal twą przebić ostrzem złotym!"

 

Oczywiście wywiązuje się bój, w którym Jeż może używać tylko swoich stalowych igieł, bowiem wcześniej utracił już i miecz i tarczę. A jednak:

 

"Nagle dopadł Jeż rycerza

I straszliwa igła Jeża

W pancerz wbiła się ze zgrzytem.

Rycerz zachwiał się a przy tym

Krwi czerwonej kropla spadła,

Krew trysnęła na wiązadła,

na napierśnik, na przyłbicę

Na stalowe rękawice

Właśnie krwi tej kropla świeża

Złe zaklęcie zdjęła z Jeża

Pękła stal, przyłbica spadłą

I dziewczyny twarz pobladła

Wyłoniła się ze stali

A tu stal pękała dalej

Opadała jak łupina

Wyszła z niej na świat dziewczyna

/.../

Rycerz patrzał ze zdumieniem

podszedł objął ją ramieniem

I na jego pierś złocistą

Łza jej spadła kroplą czystą

I – o Boże! Łza ta świeża

Zdjęła czary złe z rycerza

Złoto spadło zeń.

/.../

I młodzieńca piękna postać

przed dziewczyną kornie stała.

Świat spowiła mgła różowa,

W mgle tej Góra Magnesowa

Rozpłynęła się, przepadła,

Tak jak nikną złe widziadła

I dokoła zaszła zmiana

Niewidziana, niespodziana:

Migdałowe kwitły drzewa,

kolorowych słońc ulewa

Oblewała piękne place,

Na nich domy i pałace.

A w pałacach rajskie ptaki,

A w ogrodach złote maki,

A dokoła mleczne rzeki,

Zdążające w świat daleki."

 

Tutaj ponownie pojawia się mewa trzymająca złoty klucz, który otwiera zamki i sezamy – teraz jednak jej obecność jest pożądana, gdyż świat został odczarowany i bohaterowie mają już prawo oglądać jego skarby.

Okazuje się, że młodzieniec ów został zaczarowany przez czarodzieja – tego samego Babuleja (a więc skierowanie Jeża w prawą stronę było być może sprytnym wybiegiem – Babulej liczył zapewne na to, że Jeż zginie z ręki władcy Góry Magnesowej!)  - jest on w istocie dzielnym księciem Złotowojem, a to wszystko dookoła – to właśnie jego państwo. Jeż na to odpowiada:

 

"A ja – rzekła mu dziewczyna –

Jestem panna Klementyna,

Pasierbica Mechanika

śledziennika i magika.

Ach to złośnik jest nieczuły,

jego słowa mnie zakuły

W stal okrutną, w postać Jeża,

Który nie wie dokąd zmierza."

 

A dalej jest już jak w "porządnej" bajce – Złotowój oczywiście prosi Klementynę o ręką:

 

"Klementyna się zgodziła

Była dobra, była miła,

Z mężem dużo lat przeżyła

W wielkim szczęściu i bez waśni –

I to właśnie koniec baśni."

 

Ale są jeszcze znakomite słowa kończące całą opowieść:

 

"Na ulicy Czterech Wiatrów

Niedaleko Bonifratrów

Do zachodnich ścian przytyka

Sklep Magika Mechanika

Sklep, zamknięty na trzy spusty,

jest od dawien dawna pusty,

Lecz przez szybę wystawową,

Gdy do szyby przylgnąć głową,

Widać wielką pajęczynę.

Pająk wątłą swą tkaninę

Utkał z nudów i z nawyku

Dnia pewnego, w październiku."

***

Rzecz całą odczytuję jako wręcz wzorcową opowieść o Oświeceniu–Zbawieniu–Wyzwoleniu duszy z okowów świata iluzji. Jest to więc opowieść gnostyczna i gnostycka – przy czym stopień czystości przekazu gnostycznego jest w niej tak doskonały, że równy mu trudno by  znaleźć w całej literaturze napisanej dotychczas w języku polskim. Bohater – ów tytułowy Stalowy Jeż – jest istotą wtłoczoną, wepchniętą w swój pożałowania godny stan przez złego Mechanika  - postać ta jako żywo przywodzi na myśl Demiurga dawnych gnostyków – twórcę światów, w których iskry prawdy, odblaski boskiego wiecznego świata zostały uwięzione i utopione w materii, w iluzji myśli tworzącej materię, myśli tworzącej materialne rezultaty, myśli niosącej swój karmiczny spadek z jednego żywota w drugi. Dzięki niezwykłemu zbiegowi okoliczności – Magik–Demiurg najwyraźniej zmęczony swoją pracą (scena ta bardzo przypomina świat niemieckiego filmu ekspresjonistycznego, czytając ów wstęp do baśni widzę przed oczyma pracownię doktora Caligari, a bardziej jeszcze nawet tajemny pokój, w którym Rabi Löw z filmu Wegenera "Der Golem" w błyskach nocnej burzy ożywia swego glinianego człowieka). Scena jest iście demoniczna – Jeż ucieka ze swego więzienia po to by podjąć mityczną wędrówkę do źródeł własnego przeznaczenia, aby przejść przez serię prób, którym musi zostać poddany każdy adept poważnie myślący o "wyjściu". Jeż ma cechy istoty ze wszech miar potwornej – całe jego ciało jest stalowe, ma przyłbicę zamiast głowy, jego skóra pokryta jest stalowymi igłami, co znamionuje osobowość niechętną całemu otaczającemu światu, broniącą się przed jakimkolwiek "dotykiem" z zewnątrz – Jeż – to nasze "kolczaste" ja – złe i okrutne, to ten samolubny zlepek myśli, marzeń, niespełnień, pragnień i perwersji, jakim w istocie swej najgłębszej istoty jest każdy z nas – i to nawet ten tak bardzo, wydawałoby się, "imponujący" na zewnątrz. Jeż o tym wie, dlatego chce zrzucić z siebie zły czar, dlatego podejmuje swoją podróż. Spotyka na swej drodze postać dwuznaczną – Czarodzieja Babuleja – innego Demiurga, który jak się okaże na końcu opowieści wysyła Jeża na pewną zgubę – tak przynajmniej sądzi, nie dopuszcza bowiem myśli, że czar może zostać przełamany – przykazuje jednak Jeżowi, aby zmierzał zawsze w prawo, i nigdy nie zbaczał z drogi. Jest to ustanowienie pewnego rytuału, który – choć sam w sobie nic nie znaczący – może pomóc adeptowi w dotarciu do celu – czymś podobnym są różnorodne "techniki" medytacji - oddychania na przykład – same w sobie nie znaczą nic, a służą jedynie jako pewnego rodzaju "wędzidło" dla umysłu. I Jeż rusza dalej – nie zważa na kuszące go cuda i dziwy, na ptaki trzymające w dziobach klucze do skarbów tego świata – dzielnie zwalcza piętrzące się na drodze przeszkody, a tej jego drogi wciąż strzeże mgła – mgła, w której łatwo drogę zgubić – bo droga prawdziwego adepta jest drogą donikąd, drogą na której nie ma drogowskazów (porównaj: "Prawda jest krajem, gdzie nie ma ścieżek" – Jiddu Krishnamurti), bo jeśli ktoś próbuje je tam ustawiać – to znaczy, że albo świadomie kłamie, albo sam ulega iluzji. Wreszcie Jeż dociera do kresu swojej drogi – do samej stolicy świata zła – Góry Magnesowej (to kolejna metafora ja – tym razem mega- ja - bo Góra wszystko ku sobie przyciąga, wszystko zawłaszcza i wszystko pochłania), na której szczycie stoi złoty pałac – zwróćmy uwagę, że Jeż cały jest "zrobiony" ze stali, władcą zaś Góry jest rycerz "wykonany" w całości ze złota - z najszlachetniejszego z wszystkich metali – w tej baśni materiałem, z którego uczyniono cały świat jest metal - władca góry jest zatem Królem Iluzji – bo metal, który jest substancją jego istnienia jest najszlachetniejszy, nie podlega korozji, i powszechnie uważany jest za symbol ziemskiej doskonałości, doskonałości, której w istocie po prostu nie ma. Do tego Władca Góry ma władzę nad wszystkimi innymi metalami – w tym także nad stalą, w którą zaklęto Jeża. Ale w trakcie walki, która się między nimi wywiązała okazuje się, że metal – a także i złe czary – mogą zostać o dziwo zniweczone przez substancje organiczne – dzięki krwi zranionego rycerza opada jeżowy pancerz, a dzięki łzie Jeża-Dziewczyny rozpuszcza się złoty pancerz rycerza. I wtedy świat okazuje się być taki, jakim jest naprawdę – to opisane przez Brzechwę "przebudzenie" jest w istocie bardzo podobne do wszystkich relacji na temat Oświecenia, przekazywanych przez rozmaitych mistyków na przestrzeni całej historii ludzkości – wszystko jest w istocie niemal takie samo, jak było przedtem – tylko "świetliste" i doskonałe. Góra Magnesowa znika jak złe widziadło – okazuje się, że Jeż jest piękną dziewczyną – Animą, duszą, Boską Iskrą. Potem następuje symboliczne połączenie jing i jang - coincidentia oppositorum – małżeństwo Rycerza z Dziewczyną. Na ziemi leży zaś pancerz Jeża – porzucony i niepotrzebny jak łupina jesiennego kasztana; niczym poczwarka, z której na świat wyszedł przeobrażony motyl. Okazuje się także, że to właśnie ów drugi zły Demiurg – czarodziej Babulej - zaczarował rycerza i zakuł go w złoty pancerz. Dziewczyna zaś – pasierbica Mechanika (to ważne – Mechanik nie jest prawdziwym ojcem dziewczyny, jest jej ojczymem – przypomnijmy sobie znaną z wielu baśni postać złej macochy  - stosunek Magika do dziewczyny nie jest oparty na prawdzie, cała władza Magika to jedynie iluzja i uroszczenie, warto tu także przypomnieć wywodzące się z kręgu bułgarskich gnostyków – bogomiłów - powiedzenie, że "Bóg jest wprawdzie ojcem człowieka, ale oddał go diabłu na wychowanie") została zakuta "w postać Jeża, który nie wie dokąd zmierza" – jest więc postacią pozbawioną prawdziwej perspektywy i poczucia rzeczywistego sensu istnienia, odciętą od źródeł boskiego światła, i która jako taka nie ma uczestnictwa w Tajemnicy Istnienia, porusza się po obrzeżach, wertepach, po przedmieściach sensu, nigdy nie mogąc doświadczyć go w pełni. 

Na zakończenie okazuje się jeszcze, że zamknięty – niepotrzebny już sklep Magika Mechanika, czyli więzienie, w którym trzymał on Jeża-Klementynę (warto zwrócić uwagę na znaczenie tego imienia - łacińskie "clementia" to: łaska, miłosierdzie, współczucie, wybaczenie, wyrozumiałość, zgodność, umiłowanie pokoju, łagodność, umiarkowanie, spokój...) mieści teraz jeszcze jedną tajemnicę – wielką pajęczynę, utkaną przez pająka "z nudów i z nawyku" – tkaninę indywidualnego, odrębnego istnienia (przypomnijmy sobie greckie Mojry i rzymskie Parki – prządki, które przędły nić ludzkiego żywota) – czyli ja–iluzji, a mówiąc inaczej - tkaninę karmy – tworzącą z przyzwyczajenia i z braku wyobraźni wciąż nowe, i zarazem wciąż takie same więzienia.

 

 pełny tekst "Baśni o Stalowym Jeżu"

 

 

 

 

 

 

 

 

(437, 438, 439)