|
DZIEŃ CZWARTY - Lubań
Powrót nad ranem z innego kraju - choćby był on tak bardzo zaprzyjaźniony, że
nie trzeba nawet nikomu nic pokazywać, nic otwierać ani niczego udowadniać - nawet taki powrót jest trudny.
A w Nowy Rok przyjeżdża się oczywiście, kiedy wszyscy jeszcze śpią
snem sprawiedliwie wygrzmoconych. Potem się śpi przez pół dnia, bo trzeba
spać, trzeba jakoś dojść do siebie po wizycie w tym magicznym mieście jakim
jest Praga. A kiedy się wstaje, to w Lubaniu jest już ciemno, i wiadomo, że nic
dziś nie będzie otwarte, że nie ma co liczyć na jakiekolwiek jedzenie -
najwyżej na batonik na stacji benzynowej. Wychodzimy jednak do miasta, żeby je
zobaczyć - sprawdzić jak przeżyło dzień wczorajszy, jakże weszło w Nowy Rok - bo
przecież i tu musiały się jakieś obchody odbywać - ciekawe, czy aby tych pięciu,
co to sprzedawali pod ratuszem karpie nie stanowiło całej publiczności, do której
przemawiał Burmistrz Lubania, życząc im wszystkiego najlepszego w Nowym Roku,
i żeby im się darzyło - zapomniawszy na ten jeden wieczór o swoich obowiązkach
zwierzchnika Straży Miejskiej (w liczbie trzech funkcjonariuszy), której dawno już miał
nakazać, aby zrobiła z tymi zapitymi huncwotami porządek. W Lubaniu zaraz za
zakrętem jest rynek - z którejkolwiek strony by się nie nadchodziło, wszędzie się na
niego trafia, toteż i my także zaraz tam trafiamy, a pierwsze co widzimy, to jest
ogromne, przybrane w bańki drzewko,
a za nim ukryte jest całe to małe miasteczko, które teraz śpi, bo jest Nowy Rok, bo
wróciło z balu, na który oczywiście wcale nie poszło, bo nie można
bezkarnie wyjechać z Lubania i potem do niego powrócić - to nie jest możliwe
- "pójdźmy
więc ty i ja, skoro wieczór na niebie rozpostarty trwa" - tak - jak zawsze
ten wers się przypomina. Są dekoracje - wszędzie są - takie neonowe kwiaty
- bardzo podobne były w Pradze - kto wie, może to czeskie? może to jakaś
rodzina? może z zapasów z lat siedemdziesiątych? - bo tak właśnie wyglądają - są gwiazdy
betlejemskie nie wskazujące drogi do żadnych konkretnych stajenek, są podwójne
latarnie, z których w ramach oszczędności pali się tylko
jedna, i są neonowe świece, z których kapie neonowy
wosk, i jest pełno różnych gwiazdek,
i jest do imentu już czeski bałwanek pomiędzy dwiema choinkami;
i Lubań śpi, i nie ma na ulicach nikogo, i żaden sklep nie jest otwarty, i nie
sposób byłoby chyba tutaj naprawdę wyleczyć kaca - jeśliby się go miało -
nie znając nikogo z miejscowych, ale tu nie przyjeżdża się nie znając
nikogo - tu trzeba
kogoś znać - tu nie jest tak, że jak do Pragi czy do Drezna może sobie
przyjechać każdy i zwiedzać, i oglądać wieże, mosty, kościoły - nie, w
Lubaniu trzeba coś mieć albo mieć kogoś - bo inaczej Lubań się od ciebie odwróci
i zaśnie; i teraz Lubań śpi - przez wielkie szyby wystawowe widać jak w małym,
tak gwarnym za dnia sklepiku
śpią butelki i owoce i warzywa (ach, gdybyż pozwolono im tak spać przez cały
tydzień na pewno obudziłyby się znowu świeże i wypoczęte!); a w następnym
śpią słoiki, ketchupy, chałwy i orzeszki; a za inną szybą wystawową (niegdyś
zwaną witryną) śpi choinka, której bańki tworzą
zaginiony gwiazdozbiór,
będący idealnym odzwierciedleniem kształtu Atlantydy, którego na próżno
poszukiwał szalony mnich Kosmas Panegiryta z Eleutasis; a w innej znów witrynie śpi manekin
zielonawy, który trochę straciła głowę ostatniej nocy - oj, działo się,
działo co niemiara! - a to będzie jutro miasteczko huczeć od plotek: "I to
z kim moja pani! - a taka się wydawała porządna - cicha woda, powiadam, pani
kochana, cicha woda brzegi rwie!"; Lubań śpi, śpi lampa
pośrodku śladu pozostawionego przez oddech polodowcowego powietrza, które onegdaj przybyło do nas wraz
z klinem wyżowym znad Morza Azowskiego, i już tu zostało niczym zawieszony nad ziemią
uśmiech Władimira
Putina - mroźny kwiat
Kaja i Gerdy; ale oto i jeszcze jeden manekin - nie, przecież to wcale nie jest manekin! - to
prawdziwa kobieta, którą wczoraj upitą do nieprzytomności jej dowcipni kompani ustawili
na wystawie, i tak stoi
tam do dziś - zupełnie nieżywa, choć wcale z tego powodu nie nieszczęśliwa
- znalazła sobie cichą przystań i będzie odtąd wieszakiem na ubrania, i nie
będzie już musiała bać się zmarszczek i starości; Lubań śpi, na drzewach urzędnicy magistraccy
poprzyczepiali małe
lampki, żeby złodzieje drzew nie ukradli kiedy oni będą leżeć pijani
przez trzy niedziele, bo ponoć złodzieje boją się takich lampek, bo mogą
one u nich wywołać atak proustaty; a tu oto lampa próbuje rozpalić blok (tak,
tak - chyba już było mówione, że w Lubaniu są prawdziwe bloki!) - plwa i plwa ogniem w
kierunku opornego betonu
- jak na razie jednak na szczęście bez skutku; a na innej wystawie jest choinka
tak mała, że przypomina samochodowy odsmradzacz powietrza - reklamuje ona wypożyczalnię
przyczep; nad ulicą wisi napis "Wesołych Świąt" neonowych
i ubezpieczenia Warta
czuwają, choć i nie czuwają - udają, bo przecież jest Nowy Rok, i Lubań śpi;
a z kota z Cheshire tylko uśmiech został, kiedy znikał, a z lubańskiego kota
zostały tylko wąsy, i to one teraz świecą
w ciemności, i już nie wrócą do swego kota być może; płatek śniegu zamienił
się w mgławicę
jądrową - wybuchł i zapluł nas swoją sprośną śliną, a renifery gonią
inne płatki i próbują je zjeść,
choć mogłoby to oczywiście być dla nich szkodliwe a nawet śmiertelne;
ding-dong ding-dong - nad Lubaniem słychać dzwon,
co od sań odpadł Mikołajowi - carowi, kiedy jechał i uciekał przed
bolszewickimi Rasputinami w lasach Dalekiej Północy; ooo! - ale tego to już za wiele!
- cóż to znowu jest za cudactwo? - sowa oczasta spojrzeniem swym szasta?
i tak z góry łypliwie spoziera?
- czy to może są raczej piersi puchate najpiękniejszej lubanianki - wielkie, okrągłe,
z ciemnymi niczym keks sutkami,
które jej Burmistrz nakazał na przechowanie zostawić na czas kryzysu, aby falę emigracji z
Lubania
powstrzymać; a znowu ta wystawa to jest ekspresjonistyczne niebo
z małych lampek z "Doktora Caligari", a to "MIĘSO WIEPRZOWE WOŁOWE"
to tylko taka przykrywka, taki sobie wybieg,
żeby nie pokazać prawdziwego celu tej zabawy; dong-ding-dong - dzwoni dzwon
- Lubań śpi, Lubań śpi, stary Lubań mocno śpi, my się go boimy, na palcach
chodzimy, jak się zbudzi to nas zje - może nie zje nawet, tylko zrobi pasztet;
Lubań śpi - lampy nie są tu może tak ładne jak w
Pradze, i wcale też nie są takie powabne - ot, prosta kula przytwierdzona do
ściany niczym głowa odcięta Baracka
Obamy; Lubań śpi, Lubań śpi, niespokojne jego sny - w trakcie zamieszek nad Muzeum Regionalnym powieszono
choinkę - podobno donosiła Burmistrzowi; w mieście pojawili się
tajemniczy czarni ludzie-pytajniki,
których szkielety mają na końcu zamiast głów taką jakby pętlę - ale nie
ma się czego obawiać - to są tylko wariactwa tej nocy, która właściwie jest późnym popołudniem
dnia Nowego Roku, a tak naprawdę, to Noc Sylwestrowa jeszcze się w Lubaniu
nie skończyła, jeszcze stąd na dobre nie odeszła, bo przecież Lubań leży
na samym skraju kraju - w tej kotlince pomiędzy Czechami i Niemcami, i
najtrudniej będzie ją stąd wykurzyć, a i jej trudno będzie rozstać się
z naszą krainą mlekiem i miodem płynącą - może być i tak, że się ona tutaj na
dobre zaszyje, osiądzie i... Sylwester trwać będzie w Lubaniu przez cały
rok! - przez okrągły rok nieprzerwany, wielki, ciemny kac, z bólem głowy i niespokojnymi
snami - może i tak się zdarzyć; na razie jednak Lubań śpi - czuwa nad nim gwiazdka
z nieba, czuwa dzwoneczek,
czuwają latarnie,
no i oczywiście ten najważniejszy ze wszystkich - Czeski
Bałwanek ze swymi dwiema holkami- choinkami; i śpi sklep ostatni -
ten najładniejszy - cynamonowy i sezamowy, chałwowy i marcepanowy - sklep, w którym
są tylko sztuczne owoce - ananasy i marakasy, sklep niczym urządzony w jakiejś grocie
skalnej,
bez kasy fiskalnej, z zegarem na ścianie - sklep przedpotopowy - prawdziwie lalkowy...
DZIEŃ
PIĄTY
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL |