DZIEŃ PIĄTY - Bolestraszyce, Przemyśl
*** Po południu czeka nas wielka droga - naprawdę duża, będzie to
bowiem kolejny i ostatni już wielki objazd i obchód znanych nam już części
miasta, jednak z "naprowadzeniem" na bardzo konkretne cele, które
dotychczas jakoś nam umknęły. Na początek pałac Lubomirskich w Bakończycach.
Jest to takiej sobie prezencji eklektyczny pałac
z końca XIX wieku. Ma wieżyczkę jak minaret,
jest gruby jak wieprz i w guście nadzwyczaj warszawski
- no okropne brzydactwo - w przewodniku napisano, że jest to "neorenesans z
elementami romanizmu" - Boże strzeż! - aż szkoda pisać o tym - mieści
się tu teraz jakaś szkoła zawodowa - i
słusznie. Dookoła nieciekawy raczej park. Bakończyce znajdują się mniej
więcej naprzeciwko przemyskiej "dzielnicy cmentarnej", i tam właśnie
mamy się zamiar teraz wybrać - gdyż jest tam coś, co koniecznie chcemy
zobaczyć, a co w czasie "dnia cmentarnego" jakoś nam umknęło. Ale
nie wiemy dokładnie gdzie się to coś znajduje. Najpierw idziemy więc na
cmentarz komunalny - nie ma tu wprawdzie tego, czego szukamy, ale jest za to kolejna
wysokiej klasy rzeźba cmentarna - Matka
Boska, a zaraz po niej uroczy doprawdy aniołek
- wygląda na tak grzecznego i dobrze wychowanego, że aż chciałoby się go
pogłaskać po skrzydłach,
zabrać ze sobą i hodować w klatce karmiąc mieszanką super-lotową dla ptaków
aktywnych. Potem skręcamy na cmentarz wojskowy - ten, gdzie są takie dziwne krzyże w kształcie odznaczeń.
Ale tu też nie ma - no nie ma tego, czego szukamy. Chodzimy tak i chodzimy - i
w końcu trzeba kogoś zapytać (nienawidzę, po prostu organicznie nienawidzę
pytać tubylców o cokolwiek!) - okazuje się, że to jest trochę dalej czy raczej niżej - w
innej części wojskowej nekropolii. Idziemy.
Jest. Dziś jednak - choćby kto i świat cały schodził, nie znajdzie tego,
czego wówczas (a akcja tego opowiadania rozgrywa się w maju roku 2007) szukaliśmy. Bo tego już
tam nie ma. Chodzi mianowicie o pomnik pamięci ofiar Rzezi Wołyńskiej, przedstawiający
zwłoki trojga dzieci przywiązanych drutem kolczastym do
drzewa. Do postumentu przybita była tablica
wyjaśniająca co i kogo upamiętnia ta nadzwyczaj ekspresyjna rzeźba. Wbrew
temu, co sądzi wielu, którzy pomnik znają jedynie z opowieści, wcale nie był
on duży - powiedziałbym wręcz, że był raczej niewielki
- wysokości człowieka. Stał sobie cicho i spokojnie w rogu cmentarza i nikomu
nie wadził. Oj, wadził on wadził! -
i to aż tak, że bodaj w połowie roku 2008 został zdemontowany na wniosek samorządowych władz
Przemyśla pod pretekstem, jakoby był on "niezgodny z prawdą
historyczną" - pomimo protestów rzeźba
z pomnika została usunięta. Oczywistym jest, że prawdziwym powodem demontażu
były po pierwsze "protesty" środowisk ukraińskich, po drugie próba
przypodobania się ukraińskim nacjonalistom skupionym wokół prezydenta tego
kraju, Wiktora Juszczenki - wielkiego miłośnika "tradycji" UPA,
czyli inaczej mówiąc cel
polityczny - a więc "wygrywanie" Ukrainy przeciwko Rosji, a w końcu
i merkantylny - zdemontowano pomnik w imię nie psucia relacji ze wschodnim sąsiadem przed mającym nastąpić
w roku 2012 "wielkim świętem sportowym" - czyli Mistrzostwami Europy
w jakimś rodzaju piłki, nie pamiętam już w jakim (chodzi o taką grę dla
dzieci - i małych i dużych). Wszystkie to strategiczne cele spowodowały, że przemyskie władze nie mogły już ścierpieć
tak strasznego widoku. Motywem
formalnym było, że podobno ten projekt nie był uzgodniony (śmieszne, biorąc
pod uwagę, że na całym Podkarpaciu powstaje rokrocznie po kilka całkowicie
nielegalnych i zupełnie nie "uzgodnionych" pomników rezunów z UPA).
Jego przeciwnicy powołują się też na fakt, że przedstawia on zafałszowany
obraz historii, gdyż oparty jest na zdjęciu przedstawiającym dzieci
zamordowane przez szaloną Cygankę Mariannę Dolińską w roku 1928, które
najpierw opublikowane zostało przez leczącego ją psychiatrę, a potem nie
wiadomo właściwie dlaczego przedrukowane w książce Aleksandra Kormana "Ludobójstwo UPA na ludności polskiej"
z następującym opisem: "Łozowa - woj. tarnopolskie, 1943 r. - jedno z drzew polnej alei, nad którą terroryści z OUN-UPA zawiesili transparent z napisem w przekładzie na język polski
'Droga do samostijnej Ukrainy'. Na każdym drzewie oprawcy tworzyli z polskich dzieci tzw. wianuszki."
Z historią (fascynującą
choć straszną) owej Marianny, a także leczącego ją wybitnego psychiatry Witolda Łuniewskiego
można się zapoznać tutaj.
Niemniej inicjator budowy pomnika - Stanisław Żółkiewicz w "Naszym
Dzienniku": "zaprzecza, jakoby kształt rzeźby przedstawiający dzieci oplecione kolczastym drutem był zapożyczony ze zdjęcia z 1928 r. dotyczącego cygańskich dzieci.
'Pomnik nie jest dokumentem, ale moją autorską wizją. Nie sugerowałem się żadnym zdjęciem, wzorowałem się natomiast na ustnych przekazach świadków mordów ukraińskich na Wołyniu, a głównie na Podolu, gdzie tzw. wianuszki dla niepodległej Ukrainy umieszczane na drzewach nie należały do rzadkości'.
Nie zaprzecza, że były też inne pomysły upamiętnień. 'Zgodnie z prawdą zastanawiałem się, czy nie przedstawić dzieci zamordowanych przez Ukraińców, nadzianych na sztachety płotu, albo inne makabryczne obrazy, jak chociażby wyciąganie widłami nienarodzonego dziecka z brzucha matki. To przedstawienie, choć tragiczne w swej wymowie, wydawało mi się jednak mniej makabryczne' - wyjaśnia Żółkiewicz".
I ma absolutną rację Stanisław Michalkiewicz (jak go nie lubię), który w
przywołanym powyżej artykule w "Wyborczej" mówi: "Nawet jeśli nie jest to prawda co do konkretnego mordu, jest to prawda o zjawisku."
Bo pomnik jest po prostu symbolem - istotą symbolu jest zaś to, że w jednym,
sugestywnym przedstawieniu (graficznym, słownym a nawet dźwiękowym) ujmuje i
przekazuje istotę zjawiska, do którego się odnosi. To, co mówi imć Żółkiewicz
ma również wszelkie znamiona sensu (co nieczęste, kiedy ma się do czynienia
ze środowiskami prze-patriotycznymi) - inne przedstawienia odnoszące się do
Rzezi Wołyńskiej - bardziej zgodne z opisanymi i zarejestrowanymi głównie
przez Niemców faktami byłyby tylko bardziej jeszcze potworne. I tego bracia
Ukraińcy przyjąć do wiadomości po prostu nie chcą. Tego, że Rzeź Wołyńska
była (wg określenia Ryszarda Szawłowskiego) prawdziwym "genocidium atrox"
- ludobójstwem okrutnym, dzikim, straszliwym - dokonanym rękami prostych ludzi
na innych prostych ludziach. I nie były to żadne "wydarzenia na Wołyniu",
"wojna chłopska", "konfrontacja etnosów" tylko zaplanowana
przez intelektualistów-ideologów z OUN inspirowanych faszystowską teoryjką
Dmytro Doncowa z zimną krwią przeprowadzona
eksterminacja, dokonana przez "speców" z UPA przy wydatnej pomocy
"niewykwalifikowanej kadry" chłopskiej, a chłopi jak wiadomo - są
pomysłowi i umieją sobie radzić - nie mając więc broni palnej radzili sobie
tym, co mieli pod ręką: siekierą, piłą, widłami, młotem, kosą etc. - używali
więc najzwyklejszych gospodarskich narzędzi po to by na "swoim podwórku"
"zrobić porządek". A robili to dlatego, że powiedziano im, iż mają
prawo to robić, bo dla "samostijnej Ukrainy" trzeba "wyrezat
Lachiw". I to właśnie w Rzezi Wołyńskiej jest najokropniejsze - że prosty
człowiek - ot, taki sobie zwykły ziarnojad - odpowiednio
"pokierowany", tzn. podburzony przez intelektualistę-ideologa, który
rzuci mu na pożarcie jakąś pseudo-idejkę, jest w stanie zrobić wszystko i
dokonać "rzeczy niemożliwych" w stosunku do swoich sąsiadów, z którymi
żył przez dziesięciolecia w jako takiej zgodzie "płot w płot", ba - podczas Rzezi nie
oszczędzano nawet rodziny, gdyż w sytuacji nie tak znowu rzadkich małżeństw
mieszanych, Polak ożeniony np. z Ukrainką raczej nie mógł liczyć na miłosierdzie.
(Przy okazji, żeby było jasne - doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że
przez wieki Polacy traktowali tereny obecnej Ukrainy jak Anglicy Indie albo
Afrykę - mówiąc krótko jako kolonię, a bezpośrednio przed II wojną do zaostrzenia
nienawiści przyczyniła się jeszcze niewątpliwie idiotyczna polityka
militarystyczno-dyktatorskiego rządu sanacyjnego - włącznie z przymusowym nawracaniem na katolicyzm i burzeniem
cerkwi - tak było, niemniej podobną politykę przez wieki całe Niemcy prowadzili
na terenach Zachodniej Słowiańszczyzny i jakoś nikt ich z tego powodu nigdy
nie "wyrezał".) I najbardziej przerażająca jest postawa tych właśnie
chłopów,
tej "czerni" -
bo rezuny z UPA to było coś jak SS - "zawodowcy" -
wychowani i świetnie przygotowani do swoich "zadań", natomiast
"czerń" to byli owi "zwykli ludzie" - tacy sami, jak ci którzy
wybrali na kanclerza Adolfa Hitlera, a potem - służąc w Wehrmachcie -
dokonywali na terenach między innymi Polski i Rosji aktów barbarzyństwa, które
jednak rzadko zbliżały się do "finezji" ukraińskich w tym względzie.
Rzeź Wołyńska jest prawdopodobnie jedynym aż na taką skalę barbarzyństwem w
XX-wiecznej Europie, a jak twierdzą niektórzy, zarówno jej rozmach jak i
metody można porównać jedynie z XVIII-wiecznymi dokonaniami ówczesnych
miejscowych rezunów
zwanych hajdamakami (np. podczas zdobywania Humania doszło do tzw. rzezi humańskiej, w trakcie której wymordowano
około dwadzieścia tysięcy Polaków i Żydów, w tym kobiet i dzieci),
a także z okrucieństwami wojen religijnych XVI i XVII wieku, a wreszcie z barbarzyństwem
średniowiecznym oraz jaskiniowym (o tym ostatnim jednak wiemy niewiele, i można
przypuszczać, że nasi praprzodkowie-kanibale nie byli aż tak okrutni, gdyż ich
celem było ofiarę ukatrupić, aby potem ją zjeść - no chyba, że sądzili iż
poddanie jej przed śmiercią wyrafinowanym torturom nada mięsu jakiś szczególny
smak - wszak i dziś w cywilizowanych społeczeństwach są tacy, którzy uważają,
że świnię należy wykrwawiać bardzo powoli, bo to spowoduje, że jej mięso
będzie smaczniejsze). A wracając już do samego przemyskiego pomnika, to jego wymowa symboliczna nieco
przypomina inne historyczne symbole, które choć do pewnego stopnia mijały
się z realnością, to spełniały znakomicie rolę znaku i przypomnienia. Tak
więc dzięki
inwencji malarza Jana Matejki "wiemy" jak wyglądali królowie Bolesław Chrobry i
Kazimierz Wielki - i to w jakimś sensie jest prawdziwe, bo Matejko malował charaktery
- a te możemy do pewnego stopnia zrekonstruować na podstawie przekazów
historycznych (inna sprawa, czy zgodnych z prawdą). Przykładem może być
chociażby legenda o ułańskich
szarżach na niemieckie czołgi w roku 1939 - znakomity symbol heroicznego, choć
bezowocnego wysiłku. A już najlepszym chyba przykładem nie-prawdy, która staje się tak
wymowna, że aż osiąga status "nad-prawdy" jest legenda mickiewiczowskiej
"Reduty Ordona" - w rzeczywistości bowiem Julian Ordon (ewangelik, a
w późniejszym okresie życia zawołany mason!) wcale nie zginął na gruzach Reduty lecz tylko
mocno się poparzył, zaś w wiele lat później poznał samego Mickiewicza i chciał nawet wstąpić do jego legionu (nie został jednak przyjęty - widać
nasz wieszcz nie lubił, żeby mu własnoręcznie uśmiercony symbol bezczelnie ożywał!).
Ordon popełnił samobójstwo
w wieku lat 77 (lepiej późno niż wcale) we Włoszech, a władze rosyjskie nie zgodziły się na jego pochówek w Warszawie
(działo się
to w 56 lat po powstaniu listopadowym - moim zdaniem Rosjanie postąpili
niepolitycznie, bo godząc się na grób Ordona w Warszawie skutecznie
wypleniliby legendę!) i został on ostatecznie pochowany na Cmentarzu Łyczakowskim
we Lwowie. I prawdopodobnie na zawsze już bohaterski Ordon będzie jednym z ważniejszych
symboli Powstania Listopadowego, i dzieci jak papugi powtarzać będą: "Nam
strzelać nie kazano/ Wstąpiłem na działo", na stronie zaś dodając:
"A działo wyjebało". Podobnie jest z tym przemyskim pomnikiem - nie przedstawiał
on prawdy konkretnego wydarzenia, lecz prawdę czasu i prawdę sprawy - i właśnie
dlatego słynne zdjęcie stało się symbolem Rzezi Wołyńskiej. I powinno być tym symbolem
nadal. Zresztą Rzeź miała mieć swój pomnik także w Warszawie (również, według
wstępnych projektów nawiązujący do słynnego zdjęcia) - pracował nawet nad
nim wielce zasłużony dla budowy socjalizmu rzeźbiarz Marian Konieczny - pomnika
jednak nie będzie. Ważniejsza jest bowiem ta gra w piłeczkę w 2012 (a zakładam
się, że te mistrzostwa albo w ogóle nie będą się na Ukrainie odbywać,
albo tylko w bardzo ograniczonym zakresie, i na pewno nie we Lwowie - może w Kijowie,
ale nie we Lwowie), a także wspólne "granie na nosie" Władimirowi Putinowi. Za to Katyń jest wszędzie - tak to właśnie wygląda. Andrzej Wajda
nakręcił skądinąd bardzo dobry i sprawnie zrealizowany film pod tytułem "Katyń"
- ciekawa rzecz, że w jakiś czas później on sam podpisał idiotyczny "apel
intelektualistów" przeciwko budowie wspomnianego pomnika w Warszawie. Cóż
- pomimo niewątpliwej drastyczności zwłaszcza ostatnich scen, możliwe było
jednak nakręcić "Katyń", zaś zrobić film pod tytułem "Wołyń" możliwe
nie
byłoby - po prostu "normalny" widz nie przetrzymałby nawet dwudziestu minut. A dziś - pomijając już odznaczanie przez władze ukraińskie
pozostałych przy życiu rezunów, pomijając agresywne domaganie się
wszelkiego rodzaju "upamiętniania" ofiar polskich akcji odwetowych
(które oczywiście także były), to nowym "polem walki" ukraińskiego
nacjonalizmu stał się Internet. Przywoływana tu już kilka razy polska
Wikipedia - projekt ciekawy, choć tracący idiotyzmem, gdyż hasło "encyklopedia, którą każdy może redagować"
brzmi nieco podobnie jak hasło "śpiewać każdy może" - jest tu
znamiennym przykładem. Dla wielu - zwłaszcza młodych - Wikipedia jest prawdziwą
encyklopedią, i czerpią oni z niej potrzebne im akurat wiadomości np.
historyczne. I tak oto pod hasłem "UPA" znaleźć można w polskiej Wikipedii
artykuł, w którym
zamieszczono zdjęcie zatytułowane: "Warta honorowa ukraińskich płastunek przed grobem powstańców"
(płastunki to jakby ichnie harcerki, a ci "powstańcy" to niby UPA!), a także inny osobliwy obrazek: "Weterani UPA w Przemyślu"
- to jest zdjęcie szczególnie ciekawe - na tle gustownego blaszanego kosza na śmieci
dziarsko powłóczy nogami trzech starych dziadów i jakiś babuszon -
jeden z tych dziadów niesie niebiesko-żółtą flagę ukraińską, a drugi czerwono-czarny
sztandar UPA; dwóch jest w mundurach, a jeden ma nawet pierś pełną orderów!
I akcja tego przedstawienia rozgrywa się w Przemyślu właśnie... Ciekawą dyskusję na temat tego
procederu pisania historii od nowa można przeczytać tutaj
- daje ona sporo do myślenia. I na tym już chyba ostatecznie zakończymy "wątek
ukraiński" w naszej relacji - raz jeszcze przypominając jak wyglądał pomnik
na przemyskim cmentarzu, i mając nadzieję, że za jakiś
czas jednak on tam powróci.
Darmowy hosting zapewnia PRV.PL |